Zivec: Zmieniłem sposób patrzenia na piłkę

25
mar

Sasa Zivec jest w Gliwicach od 2014 roku. Swoją boiskową postawą zdążył zaskarbić sobie sympatię kibiców. Pomocnik Niebiesko-Czerwonych w długim wywiadzie opowiedział o wielu aspektach swojego życia, nie tylko o futbolu.

Przychodząc do Piasta stwierdziłeś, że Gliwice są dobrym miejscem do uprawiania sportu i rozwoju. Dalej tak uważasz?
- Tak i nie. Gdy przychodziłem do Piasta, powiedziano mi, że jest miejsce, w którym szybko można się pokazać i pójść dalej, do lepszej ligi czy drużyny. W moim przypadku niekoniecznie tak było. Tak czy inaczej uważam, że ten transfer był dla mnie krokiem do przodu. W tym klubie i mieście można stać się lepszym piłkarzem i lepszym człowiekiem.

Sądzisz, że przez te dwa i pół roku zrobiłeś znaczący krok do przodu?
- W pewnym sensie można tak powiedzieć. Poprawiłem swoje cechy fizyczne. Nie wiem czy to do końca krok naprzód, ale przystosowałem się także do szybszej gry, a taką trzeba prezentować w Ekstraklasie. Adaptacja do tego była największym problemem na początku mojej przygody z Piastem i chyba w tym aspekcie jest teraz największa różnica.

A co ze sferą mentalną?
- Wydaje mi się, że podobnie. Zmieniłem sposób patrzenia na piłkę nożną. Futbol nie jest już tylko zabawą, ale także moją pracą. Także teraz myślę o tym zupełnie inaczej.


Powiedziałeś "każdego dnia będę dawać z siebie wszystko, żebym po jakimś czasie nie miał sobie nic do zarzucenia" - minęło trochę czasu i już chyba możesz powiedzieć - mogłeś zrobić coś lepiej czy nie masz sobie nic do zarzucenia?
- Tak. Razem z Piastem mogliśmy zdobyć tytuł mistrza Polski. Możemy być zadowoleni z osiągniętego wyniku, ale myślę, że powinniśmy zakończyć sezon na pierwszym miejscu.

No tak, było blisko. A indywidualnie mogłeś zrobić coś inaczej, lepiej?
- Dużo rzeczy... W pierwszym sezonie mojego pobytu w Piaście mogłem strzelić więcej bramek. Miałem sporo sytuacji i powinno być ich ponad dziesięć. Jeśli mam porównać, to w poprzednich rozgrywkach tych okazji było mniej, a zdobyłem więcej bramek. Na początku miałem "milion" szans, ale ani razu nie trafiłem do siatki.

Jaki był twój najlepszy okres w karierze?
- Moim najlepszym sezonem był ten tuż przed przyjściem do Piasta. Przez pierwszą rundę grałem w ND Gorica. AC Parma wykupiła wówczas ten klub i umieściła tam na wypożyczeniach wielu zawodników, zostawiając trzech lub czterech Słoweńców - w tym mnie. Świetnie rozpoczęliśmy rozgrywki... Naszym trenerem był Luigi Apolloni, który wraz z reprezentacją Włoch został wicemistrzem świata na mistrzostwach w 1994 roku.

Jak trafiłeś do tego klubu?
- Grałem w NK Domzale i dowiedziałem się, że istnieje możliwość transferu. Usłyszałem, że ND Gorica potrzebuje skrzydłowego, więc się na to zdecydowałem. Początkowo byłem tam wypożyczony na pół roku. Włoscy działacze, którzy wykupili klub, cały czas obserwowali zawodników. Po sezonie zdecydowali, że zostanie zaledwie sześciu, a kadrę uzupełnią piłkarze Parmy. Mnie też chcieli, więc zostałem tam na kolejne sześć miesięcy.

Jak ten... słoweńsko-włoski klub wyglądał od środka?
- Parma wykupiła ten klub, zostawiając jedynie nazwę. Włosi byli właścicielami, więc to oni płacili pensje. W zespole został tylko jeden trener ze Słowenii, wszyscy inni pochodzili z Włoch. Znałem włoski od małego dziecka, więc z tym nie miałem problemów (śmiech). Nasze stroje treningowe miały dwa herby - jeden Goricy, a drugi Parmy. Na tych meczowych był tylko ten pierwszy. Klub był ściśle połączony z Parmą... Kilku zawodników - w tym też ja - było tam wysyłanych na treningi z pierwszym zespołem. Wszystkie obozy przygotowawcze też odbywały się w ich ośrodku treningowym Collecchio.

Jak wam poszło w rozgrywkach?
- Zajmowaliśmy chyba trzecie miejsce, gdy odchodziłem w styczniu. Kończyło się moje wypożyczenie, więc wróciłem do Domzale. Parma chciała mnie wtedy wykupić...

Co się stało, że nie podpisałeś kontraktu i wróciłeś do Domzale?
- Rozmawiałem z dwoma Słoweńcami, którzy podpisali umowy i dowiedziałem się, że są pewne problemy. Finansowe, oczywiście. Mówili, że ich wypłaty nie są regularnie przelewane na konto. Zdarzało się tak, że nie dostawali nic przez trzy miesiące. Swoje powiedzieli także Włosi, którzy przez wiele lat grali w Parmie. W szatni chodziły głosy, że nie dostają pieniędzy i być może coś się stanie. Byłem sceptycznie nastawiony i cały czas czekałem. Nie chciałem nic podpisywać i bardzo długo zwlekałem z decyzją. Później w gazetach zaczęły się pojawiać informacje, że Parma zostanie zdegradowana i otrzyma minusowe punkty, ponieważ ma zaległości finansowe. Wtedy wiedziałem, że jeśli im nie idzie dobrze, to w Goricy również tak będzie. Dlatego też nie podpisałem kontraktu i wróciłem. Byli na mnie źli, ale chyba podjąłem dobrą decyzję.

Co możesz powiedzieć o początkach swojej kariery?
- Karierę zaczynałem w NK Primorje. To był klub, który zawsze balansował na granicy pierwszej i drugiej ligi. W tamtym czasie grał na zapleczy najwyższej klasy rozgrywkowej. Kontrakt podpisałem mając 17 lat. Początkowo grałem w klubowej akademii, która była bardzo dobra. Spędziłem tam świetny czas. Razem z zespołem wygraliśmy rozgrywki drugiej ligi i awansowaliśmy do pierwszej. Następnie NK Primorje dopadł ogromny kryzys finansowy. Piłkarze nie dostawali swoich wypłat przez 6-7 miesięcy. Rozegraliśmy wszystkie mecze i zakończyliśmy rozgrywki, ale wiedzieliśmy, że po sezonie klub nie będzie istniał. Później było CSKA Sofia. Przeszedłem tam na zasadzie wolnego transferu, ale po pół roku wróciłem do Słowenii i podpisałem kontrakt z NK Domzale. To z tego klubu trafiłem do Piasta. W międzyczasie zostałem wypożyczony do zespołu z mojego rodzinnego miasta, o którym wspomniałem wcześniej.

Dobrze, porozmawiajmy o Novej Goricy, gdzie się urodziłeś. Jakie to miasto?
- Mieszka tam około 40 tysięcy ludzi. Jak na polskie warunki jest to małe miasto, ale jeśli chodzi o Słowenię to wcale nie jest takie małe (śmiech). Nasz kraj jest młodszy niż Polska i nie ma tak dużej historii, więc wygląda to inaczej niż tutaj. Nova Gorica znajduje się na granicy z Włochami i właściwie jest "miastem kasyn"... które w Italii są zakazane. Wydaje mi się, że w mieście jest ich 5-6, a jedno z nich - jakieś 3 lata temu - było największe w Europie.

Byłeś tam (śmiech)?
- Nie, nie (śmiech). Nie kręci mnie to i widziałem, co kasyna robią z ludźmi. To nie dla mnie.

To dobrze! Co oprócz kasyn jest w Novej Goricy, może jakieś zabytki?
- W pobliżu jest miejscowość Kromberk, gdzie znajduje się zamek, który pochodzi z siedemnastego wieku. Blisko znajduje się także stary kościół, który leży na wzniesieniu Sveta Gora. Jest fantastycznie położony i widać go z każdego miejsca w mieście. Bardzo popularna jest też jaskinia Postojna. Leży około 40 minut drogi od Novej Goricy, ale warto ją zobaczyć. W środku są podziemne sale i korytarze... Widać nawet ściany zamku, który nazywa się Predjamski Grad.

Co możesz powiedzieć o swoich rodzicach?
- Moja mama jest nauczycielem języka niemieckiego i angielskiego w liceum. Natomiast tata był kiedyś dyrektorem w piekarni, później ukończył specjalne kursy i został kierownikiem w centrum meteorologicznym. Jest "pogodynką". (śmiech)

Masz rodzeństwo?
- Tak, mam starszą siostrę.

Czym się zajmuje?
- Moja siostra pół roku temu skończyła psychologię. Teraz pracuje w przedszkolu w stolicy naszego kraju w Lublanie. W Słowenii trudno znaleźć pracę od razu po studiach. Wydaje mi się, że w Polsce jest podobnie...

Masz też psa...
- Tak! Naiki to moje dziecko! (śmiech) Mam go już sześć lat, ale szkoda, że nie jest ze mną w Gliwicach, bardzo za nim tęsknie. Chyba nawet bardziej niż za rodzicami. Mam nadzieję, że mama i tata nie będą czytali tego wywiadu (śmiech). 

A jak się zaczęła twoja przygoda z piłką nożną?
- Mój tato zabrał mnie na mecz lokalnej drużyny, gdy byłem mały. Od razu zakochałem się w piłce i później razem z ojcem chodziliśmy na boisko i ćwiczyliśmy strzały na bramkę.

Twój profil na Instagramie mówi: piłkarz, podróże, psy i "dreamchaser"... O jakich marzeniach mówisz?
- Jestem piłkarzem, więc mogę powiedzieć, że żyję spełniając swoje marzenia. To najpiękniejsze, co może być. Oprócz tego chciałbym mieć miłe życie, z którego cieszyłbym się tak mocno, jak to tylko możliwe. Pragnę zobaczyć wiele różnych zakątków świata, bo wciąż chcę zwiedzać inne kraje, inne miasta czy inne miejsca. Bardzo lubię podróżować... W przyszłości chciałbym założyć rodzinę, mieć dom, ale jeszcze o tym nie myślę.

Jest ktoś, kto pomaga ci gonić za marzeniami?
- Tak, mam dziewczynę. Ma na imię Nika. Jesteśmy razem od dwóch lat.

Czy oprócz podróży masz jakieś pasje niezwiązane z piłką nożną?
- Bardzo lubię NBA. W poprzednich latach fascynowałem się tym sportem, ale chciałem także dowiedzieć się czegoś więcej o NFL. Futbol amerykański bardzo mi się spodobał. Nie tylko ze względu na mecze, ale przede wszystkim na sposób funkcjonowania całej ligi. Podoba mi się jak Amerykanie patrzą na sport. Same mecze traktują jak święto. Mają ogromne stadiony, więc na trybunach pojawia się wiele kibiców, to fantastyczne.

To prawda, futbol amerykański dla Amerykanów jest jak religia. Jak w ogóle zaczęła się twoja pasja do tych sportów?
- Przede wszystkim przez gry. Gdy byliśmy dziećmi mogliśmy już grać na playstation, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy ze wszystkiego. Nie znaliśmy wszystkich zasad. Ok, koszykówka jest łatwiejsza i większość ludzi wie jak grać oraz zna przepisy. Co innego futbol amerykański... Tutaj zasady nie są takie proste, ale kiedy się je pozna to zrozumie się, że wszystko ma sens. Wydaje mi się, że to nie jest sport dla głupich ludzi. Trzeba sporo myśleć, bo jest tam dużo taktyki, strategii... Bieganie za piłką i wywracanie przeciwnika to nie wszystko... Lubię ten sport też ze względu na to, że mogą w niego grać ludzie o różnych warunkach fizycznych. Nie trzeba być szczupłym i szybkim, ale i tak można znaleźć tam swoje miejsce.

Lubisz futbol amerykański, więc pewnie oglądałeś tegoroczne Super Bowl, prawda?
- Tak, to był super mecz! Nie sądziłem, że New England Patriots zdołają odrobić stratę ponad dwudziestu punktów... Nie jestem fanem ich zawodnika Toma Brady'ego, więc jak zaczynali wracać do gry i zanosiło się na "comeback" to przestałem oglądać i nie widziałem ostatnich pięciu minut - taki byłem zły. Później przewinąłem, bo jednak musiałem to zobaczyć. Bez wątpienia to najlepszy zespół w historii NFL, więc może dlatego go nie lubię (śmiech). Moim ulubionym klubem w NFL jest Green Bay Packers.

Jesteś aktywny w social media? Na jakich portalach masz konto?
- Tak, mam konto na trzech portalach: Facebook, Instagram i Twitter.

Czy social media są ważne dla sportowców? Co mogą dzięki nim osiągnąć?
- Tak, wydaje mi się, że są bardzo ważne, szczególnie teraz. W dzisiejszych czasach praktycznie każdy ma konto na różnych portalach. Według mnie przy pomocy social mediów można zbudować własną markę i się dobrze wypromować.

Czy oprócz budowania własnego wizerunku social media służą sportowcom do czegoś innego? Może do kontaktu z kibicami, jak to wygląda z twojej strony?
- Staram się za dużo nie rozmawiać z kibicami przy pomocy mediów społecznościowych. Czasami to robię... Mam jeden dzień na powiedzmy trzy tygodnie, w którym siadam i zaczynam odpisywać fanom. Są różne wiadomości. Niektórzy piszą "brawo", a niektórzy "wypi***". Nie przejmuję się tym. Zazwyczaj staram się odpowiadać na miłe słowa, jednak nie jest możliwe, aby odpisać wszystkim. Kilka tygodni temu jeden z kibiców napisał do mnie, że jestem dla niego inspiracją i lubi oglądać mnie na boisku. Miło się wtedy poczułem, więc postanowiłem wysłać mu wiadomość.

Wróćmy jeszcze na chwilę do piłki... Jak wyglądały kulisy twoich przenosin do Latiny?
- Mój agent zadzwonił do mnie, gdy byłem na zgrupowaniu w Hiszpanii. Powiedział, że Włosi chętnie widzieliby mnie w zespole. Chcieli pozyskać mnie na zasadzie wypożyczenia z opcją pierwokupu. Początkowo nie zgodziłem się na to. Nie wiedziałem czy trenerzy i ludzie z klubu byliby zadowoleni z mojego odejścia. Później doszedłem do wniosku, że trener Radoslav Latal nie będzie dawał mi za dużo szans do gry. Takie odniosłem wtedy wrażenie i wydawało mi się, że sztab nie chciał, abym został w Gliwicach. Po pojawieniu się tematu transferu trener nie powiedział mi "Sasa, nie odchodź. Zostań w Piaście." Postanowiłem więc spróbować swoich sił w Latinie. Pomyślałem wtedy, że może to czas rozpocząć kolejny rozdział w karierze. Piast na mnie zarobi, a ja spróbuję czegoś nowego...

Co było później? 
- Działacze włoskiego klubu byli bardzo zdeterminowani. Dzwonili do mojego agenta i do mnie również. Rozmawiałem z dyrektorem sportowym, który wydawał się być bardzo w porządku. To on przekonał mnie, żeby dołączyć do Latiny na sześć miesięcy. Tak to się zaczęło. Kluby uzgodniły warunki wypożyczenia i Włosi zadzwonili do mnie chyba 29 stycznia, żebym do nich przyjechał. Oczywiście nie mogłem tego zrobić od razu... Byłem na obozie, a samoloty nie latają co trzy minuty. Poleciałem do nich kolejnego dnia. Gdy dotarłem do Rzymu było dość późno. Później musiałem pojechać do Spezii, gdzie Latina grała swój ligowy mecz. Z Rzymu jest to 4-5 godzin jazdy... Następnego dnia kończyło się okienko transferowe. Rano dojechałem do hotelu, gdzie zatrzymała się cała drużyna, która przygotowywała się do meczu. Działacze nie byli wystarczająco zorientowani i poinformowani odnośnie mojej sytuacji. Musieliśmy jeszcze pojechać do Pizy, gdzie przeszedłem badania lekarskie, ale było już za późno, bo wszystko skończyło się późnym popołudniem. Już wtedy wiedziałem, że nie wszystko pójdzie dobrze. Siedziałem obok ludzi, którzy przesyłali dokumenty do Piasta i cały czas coś było nie tak aż czas minął. Co było potem - chyba już wszyscy wiemy.



Biuro Prasowe
GKS Piast SA