Wielki pech Kędziory
Wojciech Kędziora zakończył już swój udział w bieżących rozgrywkach T-Mobile Ekstraklasy. Snajper Piasta we wtorek przejdzie operację i do piłki wróci najwcześniej za pół roku.
2×45.com.pl: - Pierwszy dzień wiosny w tym roku okazał się być dla pana wyjątkowo nieszczęśliwy. Uraz kolana jest poważniejszy niż początkowo zakładano.
Wojciech Kędziora: – Niestety, wiosna zapowiada się nie za ciekawie.
- Jaka była pana pierwsza reakcja na wieść o tym, że coś z kolanem nie jest w porządku?
- Przede wszystkim zdziwienie. To kolano początkowo wyglądało dobrze, ale w pewnym momencie zaczynało być coraz gorzej. Nie było w nim stabilności. Później musiałem stopniowo akceptować to, że nie jest najlepiej. Wszystko potwierdził rezonans. Nie mam wyjścia – czeka mnie artroskopia.
- Chyba już w zawód piłkarza wpisane jest to, że gdy dobrze gra, wcześniej czy później musi doznać groźnego urazu.
- Nieraz tak bywa. Trzeba z tym się liczyć. Mój przypadek to potwierdza. Wcześniej także miałem poważną kontuzję, tyle że głowy. Nabawiłem się jej w Lubinie. Należy uzbroić się w cierpliwość i wierzyć, że operacja się uda, a potem wziąć się w garść i przejść jakoś przez rehabilitację.
- Ta sytuacja boli pewnie pana dwa razy bardziej, bo wydarzyła się na treningu a nie w meczu…
- Na pewno, aczkolwiek małym pozytywem może być fakt, że te uszkodzenia nie powinny być rozległe. Gdyby wydarzyło się to podczas meczu, kiedy człowiek jest na pełnych obrotach, to mówilibyśmy już inaczej. Ale teraz są to zwykłe przypuszczenia. Zobaczymy, jak wszystko wyjdzie po badaniu, które będę miał 26 marca w Bieruniu. Pojadę tam bezpośrednio przygotowany w ten sam dzień, gdzieś dwie godziny przed. Mam nadzieję, że od razu po zabiegu zawitam do domu. Ewentualnie zostanę jedną dobę.
- Problemy z kolanem najczęściej doskwierają do końca kariery.
- Czasami takie wypadki się zdarzają. Zobaczymy, jak będzie u mnie. Chciałbym szybko to wyleczyć. Jestem przekonany, że tak będzie. Kilka lat wcześniej miałem groźniejszy uraz i jakoś wróciłem. Wiem, że to są inne części ciała, ale powinienem już być zahartowany. A jak wrócę, będę grał dobrze!
- W czwartek dowiedzieliśmy się, że w optymistycznym wariancie wróci pan przynajmniej za pół roku. A w najgorszym?
- Myślę, że to jest najgorsza możliwość (śmiech). Tak już poważnie – ciężko mi powiedzieć, czy są jakieś inne uszkodzenia. Z tego, co się dowiedziałem, to częściowo więzadło krzyżowe. Wszystko wyjaśni jednak artroskopia. Bez tego ciężko stwierdzić. Mam nadzieję, że dowiem się najszybciej.
- To można powiedzieć, że ma już pan część kolejnej rundy z głowy. Ponowne wdrożenie się do drużyny zajmie trochę czasu.
- Na pewno. Wiadomo, każdy inaczej na to patrzy. Ja zakładam udaną operację i rehabilitację. Trzeba ciągle iść do przodu. Czas pokaże, co będzie za miesiąc, dwa i trzy. Będę się starał, aby to wszystko zaczęło dobrze się goić i funkcjonować.
- Marzenia o zagranicy również znacznie się oddaliły.
- Być może. Teraz najważniejszy jest ten zabieg. Jesienią coś tam miałem, ale nic konkretnego. Ciężko mi o tym mówić w tej sytuacji. Te plany odkładam na później. Potem dam sobie radę.
- A napastnicy nie próżnują. Docekal strzelił w trzech ostatnich spotkaniach trzy gole. Robak natomiast w debiucie też wpisał się na listę strzelców.
- Cieszy mnie, że chłopaki dają radę beze mnie. Zdobywają bramki, które dają nam punkty. Szkoda, że nie mogę im pomóc.
- Jeśli można znaleźć jakieś plusy tej kontuzji, to fakt, że może pan bardziej poświęcić się rodzinie.
- Zgadzam się. Nawet w tych fatalnych sytuacjach należy znajdować pozytywy. Kolejnym jest to, że mimo mojej wcześniejszej rehabilitacji, nie wybiegłem teraz na boisko. Wtedy mogłoby to wyglądać jeszcze gorzej. Droga do pełni dyspozycji jeszcze by się wydłużyła.
- A jak pan zapełnia sobie czas? Kiedy nie ma się urazów, to wiadomo – trening, mecz, trening i tak w kółko.
- Ostatni okres to przygotowanie się do tego zabiegu. Wymaga to czasu, badań i załatwiania spraw organizacyjnych. Muszę skompletować wszystkie dokumenty. Powoli wszystko dopinam. Na wtorek chciałbym już spokojnie tam pojechać. Zbliżają się też święta wielkanocne. To jest najważniejsze.
- Słychać spokój i opanowanie w pana głosie, ale pan pewnie tym wszystkim się denerwuje.
- Nie da się ukryć, że jest to ciężki moment. Staram się myśleć pozytywnie. To podstawa. Już kilka urazów przeszedłem, nawet ten groźniejszy i jakoś nadal się trzymam.
- Przejdźmy do milszych tematów. Piast prezentuje się całkiem nieźle. Jakby była to forma wsparcia pańskich kolegów.
- Jeśli tak jest, to dziękuję im bardzo. Nawet kiedy ja grałem, to wspólnie walczyliśmy dla chłopaków, którzy nie byli fizycznie z drużyną – tak jak ja teraz. Z pewnością to cieszy, bo dobrze grają i są wyniki. Z tego trzeba być dumnym.
- Łatwiej się ogląda czy występuje w spotkaniach Piasta?
- Zdecydowanie to drugie. Na trybunach albo przed telewizorem ciężko jest wytrzymać. Ogromne emocje i mnóstwo krzyków (śmiech).
- Żona wytrzymuje?
- (śmiech) Jakoś daje radę. Nawet mnie nie ucisza.
- Pewnie waszym cichym celem są europejskie puchary. Jeśli piłkarze Korony tak planują, to dlaczego wy nie?
- Podchodzimy spokojnie do tematu. Emocje muszą być stonowane. Patrząc na tabelę, wiele osób oczekuje tego od nas. Każdy spogląda w jej górną część. Proszę zauważyć, że w tej strefie jest bardzo mała różnica, do podium tracimy trzy punkty. Jeden czy dwa mecze mogą wszystko zmienić. Musimy grać w każdym spotkaniu na maksimum swoich możliwości i starać się też przy tym wygrywać w miłym dla oka stylu.
- Jest pan zadowolony ze strzeleckiego dorobku po rundzie jesiennej?
- Oczywiście, ale mogłoby być kilka trafień więcej. Generalnie jednak wynik całego zespołu daje dużą satysfakcję. Kilka razy również asystowałem. Jestem szczególnie zadowolony z tego, jak zaprezentowałem się z Wisłą Kraków. Strzeliłem wtedy gola i naprawdę dobrze mi się grało.
Źródło: 2x45.com.pl