Wdowczyk: Tak dalej być nie może

02
sie

- W tym spotkaniu trzeba „pojechać” na charakterze, a mniej na umiejętnościach. Jeśli go pokażemy to cała reszta przyjdzie - powiedział Dariusz Wdowczyk przed meczem ze Śląskiem Wrocław.

Ochłonął Pan po meczu z Lechem?

- Co tydzień mamy premierę, także trzeba było szybko ochłonąć.

Postawa i błędy obrońców wydają się nie do pomyślenia, a jeszcze nie tak dawno chwalił Pan Heberta i Aleksandara Sedlara...
- Samo życie... Każdy mecz weryfikuje zawodników i to, co robią na boisku. Myślę, że przez 40 minut wyglądało to dobrze. Popełnialiśmy również błędy w ustawieniu, przesuwaniu, ale Lech z nich nie skorzystał, chociaż kilka razy mógł nam zagrozić już zdecydowanie wcześniej. Dwa gole, które straciliśmy w pierwszej połowie padły po wyprowadzaniu piłki przez nas. Najpierw Martin Bukata zanotował stratę, a później niedokładnie podał Uros Korun. Nie oznacza to jednak tego, że musimy tracić bramki. Organizacja gry w obronie nie była na tyle dobra, żeby temu zapobiec. Dochodzą to tego złe indywidualne decyzje Sedlara i Heberta. W pierwszym przypadku Aleks mógł zrobić wślizg, czyli to co robi zawsze lub odprowadzić Jóźwiaka do końcowej linii. Wtedy nie byłoby tej całej sytuacji, a tak rywale uzyskali rzut karny. Natomiast w drugiej sytuacji bramowej Herbi powinien dużo wcześniej zaatakować Makuszewskiego. To jest dla mnie oczywiste. Dobo Rusov również mógł odrobinę lepiej zachować się tylko przy tej bramce, bo mówi się, że bramkarz powinien chronić krótki róg, ale uderzenie było mocne i oddane z niewielkiej odległości, więc tego nie sparował. W pięć minut było właściwie po meczu. Nie pogodzę się z jednym... Wróciliśmy do gry, strzelając kontaktowego gola, ale nie byliśmy konsekwentni... Lech nie grał nadzwyczajnego spotkania, a te pięć bramek nie odzwierciedlają tego, co się działo na boisku. Być może w drugiej połowie tak było, bo po trzecim golu złapali trochę oddechu i grało im się swobodniej, ale w pierwszej na pewno nie. Mecz trwa 90, a nie 40 minut... My przez pełny wymiar czasu nie zrobiliśmy wiele, żeby osiągnąć korzystny rezultat. Popełniliśmy zaledwie siedem fauli... To też daje mi pewien obraz tego, jak się w tym meczu prezentowaliśmy i angażowaliśmy w walkę. My chcemy grać w piłkę, ale jak nie poprzemy tego walką, to będziemy mieć problemy z każdą drużyną.

Spodziewa się Pan, że mecz ze Śląskiem będzie lepszy w waszym wykonaniu pod względem walki i m.in. fauli?
- Spodziewam się, że będzie zdecydowanie inny. Przekaz jest jasny: tak dalej być nie może. Jeśli nie będziemy skoncentrowani od pierwszej do ostatniej minuty to - tak jak powiedziałem - będziemy mieli problemy z każdym. Oczekuję innego podejścia od moich zawodników. Po to ciężko trenujemy w tygodniu, żeby w weekendy wychodzić na mecz i niech to będzie dla nas święto. Dajmy z siebie wszystko, aby osiągać dobre rezultaty. Można przegrać z każdym przeciwnikiem, ale trzeba mieć w sobie wiarę i determinację, żeby robić wszystko, aby osiągnąć korzystny wynik. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że nie robiło nam różnicy czy stracilibyśmy pięć czy siedem bramek... Dla mnie to jest różnica w podejściu każdego zawodnika do meczu i do wykonywania swojego zawodu profesjonalnie przez całe spotkanie. Odprawa nie była niczym przyjemnym, bo po 1-5 nie ma możliwości na nic takiego.

Prezes Paweł Żelem powiedział ostatnio, że pierwszym psychologiem zespołu jest trener, a drugim są wyniki. Pan też tak do tego podchodzi?
- Życie toczy się dalej i - ile razy to słyszymy - przeanalizować oraz wyciągnąć wnioski... My nie chcemy tylko analizować. Chcemy po prostu grać lepiej. Musimy to zrobić, bo wiem, że potrafimy. Odprawa była niemiła, nie dlatego, że przegraliśmy 1-5, ale dlatego, że popełnialiśmy proste, juniorskie błędy w różnych formacjach. Przesuwanie w pionie i poziomie było totalną klapą, a w drugiej połowie zupełnie nic nie funkcjonowało.

Przewiduje Pan jakieś zmiany w składzie po tej porażce?
- Nie wiem, zobaczymy. Na niektórych pozycjach możemy trochę pozmieniać, ale na innych nie mamy zbyt wielu opcji. Chciałbym sprawić, aby zawodnicy byli głodni gry i byli zdesperowani, żeby wychodzić na murawę w pierwszej jedenastce. Być może niektórzy pomyśleli, że mają zagwarantowane miejsce na zawsze, a tak nie jest.

Nie ma w drużynie Radka Murawskiego, a Gerard Badia jest kontuzjowany. Myśli Pan, że nie ma teraz takiej osoby, która na boisku i w szatni skrzyknie cały zespół?
- Niewątpliwie, Gerard jest taką osobą, która scala szatnię, dzięki jego charyzmie, umiejętnościom i nawet językowi polskiemu, którym dobrze się posługuje. Zawodnicy patrzą na niego i jest motorem napędowym tej drużyny. Teraz go nie ma, więc chciałbym, żeby ktoś inny przejął jego rolę, bo musimy zacząć ze sobą rozmawiać. Nie chcę, aby było tak, że wracamy do szatni po 1-5 i mówimy "nic się nie stało". Stało się! Przegraliśmy, a przeciwnik strzelił nam pięć bramek... Na miejscu Dobo Rusova powiedziałbym kilka słów swoim kolegom z zespołu. Umówmy się, że on sam nie zawinił przy żadnej bramce, a gdyby nie jego interwencje to przegralibyśmy jeszcze wyżej. Krótka, męska i zdecydowana rozmowa może poczynić dużo dobrego. Trzeba sobie powiedzieć kilka rzeczy w żołnierskich słowach. Zawodnicy, którzy grali przed bramkarzem nie pomogli mu w tym, żeby on mógł ten mecz wybronić.

Powiedział Pan, że zawodnicy powinni być głodni gry... Jednym z takich piłkarzy jest niewątpliwie Mateusz Mak. To już jest ten moment, w którym dostanie on szansę na grę?
- Mateusz jest zdecydowanie głodny gry. Cały czas się przyglądamy... Teraz na boisko wszedł Josip Barisić i myślę, że była to dobra zmiana, bo to on wywalczył rzut wolny, a później był tam, gdzie powinien i strzelił bramkę. Zmiany muszą coś dawać i o to generalnie nam chodzi.

Olek Jagiełło też wszedł na murawę. Coś się działo na skrzydle...
- Obserwuję piłkarzy na treningach i wymagam od nich więcej niż, żeby tylko "coś się działo". Tak samo Karol Angielski, który w momencie pojawienia się na boisku miał również zadania defensywne, ale odpuszcza swojego zawodnika, który za chwilę strzela bramkę lub stwarza groźna akcję. To są sytuacje, które wpływają później obraz gry. Dodatkowo pojawia się jeszcze brak komunikacji. Przy pierwszej bramce dla Lecha Sedlar i Konczkowski powinni się dużo lepiej zachować. Finalnym błędem było to wejście Aleksa, ale jakby Martin wcześniej inaczej się zachował to akcja rozwiązałaby się inaczej. Jak byśmy ze sobą rozmawiali i sobie podpowiadali, to być może nie skończyłoby się to tak, jak się skończyło. Jeśli będziemy grupą, która się ze sobą nie komunikuje to będziemy mieć problemy także z innymi drużynami. wszystko jedno w jakim języku będą to robić, ale niech krzyczą.

Co Pan może powiedzieć o zespole Śląska Wrocław?
- Nie będę odkrywczy, gdy powiem, że trzeba uważać na Marcina Robaka, Jakuba Koseckiego i Roberta Picha... Wszyscy wiedzą także, że są solidni w defensywnie i Piotr Celeban potrafi strzelać bramki, co udowodnił w meczu z Lechią Gdańsk. Skoncentrujmy się na tym, co mamy robić. Nie grajmy tylko ładnie w piłkę... W tym spotkaniu trzeba „pojechać” na charakterze, a mniej na umiejętnościach. Jeśli go pokażemy to cała reszta przyjdzie.

Czyli skończyła się ładna piłka?
- Absolutnie nie. Tylko do tego trzeba dołożyć jeszcze charakter. Należy walczyć po stracie piłki i być konsekwentnym oraz skutecznym, kiedy przeprowadzamy atak. Nie stać i nie przyglądać się, tylko organizować się w obronie, bo jak się okazało potrafimy delektować się tym, co się dzieje przed nami. Mówię tutaj szczególnie o linii defensywnej. Dla nas najważniejsze są trzy punkty. Jak będziemy gonili za każdą akcją, zagramy skutecznie w obronie i pokażemy determinację, żeby wygrać to tak się stanie. To jednak nie zrobi się samo...

Biuro Prasowe
GKS Piast SA