Vuković: Dotarcie się i spokojna praca

06
gru

- Każdy trener pracuje trochę inaczej, więc dla takiego wzajemnego poznania się to dobrze, że mamy tego czasu trochę więcej. Postaramy się to mądrze wykorzystać - powiedział trener Aleksandar Vuković podczas pierwszego spotkania z dziennikarzami po powrocie do treningów.

Przed ostatnim meczem wspominał pan, że czeka na tę przerwę. Co pan zauważył po powrocie?

- Tak naprawdę w poniedziałek mieliśmy takie pierwsze wspólne spotkanie. W sobotę i niedzielę drużyna przechodziła testy, każdy zawodnik według rozpiski, natomiast przed chwilą mieliśmy spotkanie jako zespół w całości. Widać, że piłkarze odpoczęli. To nie jest odkrywcze spostrzeżenie, że zawodnicy po prostu tego potrzebowali po tych wszystkich problemach i zawirowaniach. Niektóre drużyny zostawały po meczach, by dalej trenować, ale my uznaliśmy, że dla naszego zespołu będzie lepiej, jeśli najpierw odpocznie. Teraz jest wystarczająco dużo czasu na to, by pracować.


Pan zmienił ten program czy taki plan przygotowań był zaordynowany wcześniej?
- Zmiana była niewielka i polegała tylko na tym, że spotkaliśmy się dwa dni wcześniej. Większa zmiana dotyczy tego okresu świątecznego. Wcześniej było zaplanowane wolne od 23 grudnia do 3 stycznia, a my trochę inaczej to zagospodarujemy. Nie będzie dziesięciu dni wolnego, tylko przed Nowym Rokiem zrobimy jeszcze kilka treningów. 


1 stycznia formalnie rozpocznie się okno transferowe. Możemy spodziewać się dużych zmian?
- Jak widać, jesteśmy w tym samym gronie, w jakim się rozstaliśmy. Padła bardzo ważna informacja kontraktowa, co dla mnie było kwestią priorytetową i bardzo ważna dla całej drużyny. Na początku będziemy trenować z tymi ludźmi, których mamy, a okres styczniowy i lutowy będzie służył temu, by ewentualnie coś skorygować. Wcześniej niewiele się wydarzy.


Lista życzeń została skierowana do dyrektora sportowego z określeniem na jakich pozycjach oczekuje pan wzmocnień?
- Tak, rozmawialiśmy na ten temat i dyrektor zna sugestie, co do pozycji i profilu zawodników, których byśmy chcieli pozyskać. Nie są to jakieś nie wiadomo jak wygórowane oczekiwania, ale jak to w każdej dziedzinie, nowe twarze i trochę świeżej krwi zawsze może się przydać, ale też nie chcemy robić czegoś w takim pośpiechu. Powinniśmy w zasadzie kończyć zmagania ligowe i rozjeżdżać się do domów, a dopiero potem myśleć o wzmocnieniach. Wszystkie kluby też chcą utrzymać aktualny skład do stycznia i ewentualnie później decydować.


A które pozycje zostały wskazane?
- Nie ma co ukrywać, że na prawej obronie mamy tylko jednego nominalnego piłkarza, Tomka Mokwę. To trochę mało jak na potrzeby. Można kogoś delegować, przesunąć, ale to taka newralgiczna pozycja. To tyle z takich tematów - nazwijmy - priorytetowych. Pozostałe będą zależały od tego, jak przepracujemy te okresy, najpierw w Polsce, a potem w Hiszpanii. Niektórzy zawodnicy będą musieli udowodnić, że stać ich na grę w Piaście Gliwice. Nie chcę nikogo łatwo skreślać, ale jeśli zapadnie decyzja, że ktoś odejdzie, będzie to miało wpływ na to, kogo będziemy chcieli sprowadzić.


Ta przerwa zimowa jest chyba najdłuższą z możliwych...
- Pierwsze przygotowania, jakie pamiętam, jeszcze kiedy byłem zawodnikiem były jeszcze dłuższe. Mieliśmy w rundzie 13 spotkań, kiedy tych drużyn było mniej, liga była dzielona na grupy i kojarzę, że sparingów rozegraliśmy więcej niż później meczów w rundzie. Ale to były inne czasy... Teraz taka przerwa nam się przyda. Uważam, że dobrze się stało i to pozwoli nam na dotarcie się i spokojną pracę. Każdy trener pracuje trochę inaczej, więc dla takiego wzajemnego poznania się to dobrze, że mamy tego czasu trochę więcej. Postaramy się to mądrze wykorzystać.


Piast zwykle wybierał się na zgrupowania do Turcji, a w tym razem Hiszpania. To pana sugestia czy też ten wybór dokonany był wcześniej?
- Nie, w tej kwestii nie miałem swoich specjalnych życzeń. Mi zależało na tym, żeby zapewnić sobie te dziesięć dni pracy w dobrej pogodzie, na dobrych boiskach i z dobrymi sparingpartnerami. Padło na Hiszpanię, co było wynikiem decyzji klubowych. 


A możemy coś więcej powiedzieć na temat sparingpartnerów?
- Takim najciekawszym sparingiem, który wymaga jeszcze dogrania to mecz z Ferencvárosi z racji bezpośredniego kontaktu z trenerem Czerczesowem. Pozostaje jedynie kwestia wyboru dokładnego terminu, bo oni także będą wtedy przebywać w Hiszpanii. Na tę chwilę prowadzone są jeszcze rozmowy z kilkoma drużynami.


Jak wygląda sytuacja z zawodnikami, którzy od dłuższego czasu byli kontuzjowani lub w ogóle nie grali?
- Jeśli chodzi o Tomasa Huka i Tihomira Kostadinova to wciąż są odległe kwestie i nie spodziewamy się ich na boisku z drużyną zbyt szybko. Oni wciąż pracują indywidualnie.


Zdążył się pan spotkać z opinią, że Piast miał ciekawy skład, któremu brakowało punktów. Upewnił się pan, że zespół faktycznie ma potencjał, czy też go nie miał i dlatego tak słabo punktował...
- Dla mnie ważne było, żeby mieć świadomość, w jakim miejscu jesteśmy. Nie chciałem, żebyśmy tkwili w myśleniu, że wszystko jest super, tylko punktów zabrakło. Prawda jest taka, że gdyby nie udało się zdobyć punktów w ostatnim meczu w Gdańsku, ta sytuacja byłaby bardzo zła. W tym momencie wciąż jesteśmy na miejscu spadkowym, więc dalej nie jest dobrze. Dobre jest to, że mamy połowę sezonu, czyli 17 spotkań przed sobą, czyli jeszcze wiele może się zmienić, tylko musimy na to zapracować. Trochę przypomina mi to moją poprzednią pracę, gdzie to, co się mówiło dookoła, niekoniecznie szło w parze z tym, co działo się na boisku, a to tam ma miejsce to, co najważniejsze. To na boisku widać, jak jesteśmy dobrzy. Podobnie rzecz się ma z losowaniem. Ocenia się czy losowanie jest dobre po losowaniu, a powinno się to stwierdzić po meczu, bo dopiero wtedy wiesz, czy dobrze trafiłeś. Podobnie jest z Piastem. Po sezonie będziemy mogli powiedzieć czy jest dobrą drużyną.


Biuro Prasowe
GKS Piast SA