#ThrowbackThursday: Remontada przy Okrzei

21
wrz

W historii potyczek pomiędzy Piastem a Arką bilans jest zdecydowanie korzystny dla Niebiesko-Czerwonych. Na pierwsze domowe zwycięstwo z Żółto-Niebieskimi na poziomie Ekstraklasy gliwiczanie musieli czekać do poprzedniego sezonu, gdy w 26. kolejce wygrali przy Okrzei 3-2.

- Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa ponieważ zasłużyliśmy na nie całym zespołem. Da nam ono z pewnością sporo siły przed kolejnymi spotkaniami - przyznał w pomeczowym wywiadzie jeden z bohaterów tamtego spotkania Gerard Badia. Hiszpan notował wówczas naprawdę dobrą serię. W poprzedzający starcie z Arką weekend zdobył hattricka, który zapewnił Niebiesko-Czerwonym zwycięstwo nad Śląskiem Wrocław, które było pierwszą wygraną od siedmiu kolejek, więc do meczu z gdynianami gliwiczanie podchodzili w optymistycznych nastrojach. Plan był jeden: przed własną publicznością zgarnąć komplet oczek, tym samym udowadniając, że najgorszy kryzys już za nimi.

Wyjściowa jedenastka mogła nieco zaskoczyć. Mimo wygranej we Wrocławiu, Dariusz Wdowczyk zdecydował się na kilka korekt w linii defensywnej. Tym razem szansę otrzymali Aleksandar Sedlar oraz Marcin Flis. To ta para miała od początku do końca stawiać czoła atakom Mateusza Szwocha, Dariusza Formelli czy Rafała Siemaszki. I rzeczywiście dobrze sobie radziła, bowiem pierwszy kwadrans tego spotkania nie przyniósł ani jednego celnego strzału. Gdynianie mieli kłopot z rozegraniem piłki na połowie przeciwnika, a swoich akcji nie potrafili zakończyć uderzeniem na bramkę Jakuba Szmatuły. Bardziej konkretni w swoich próbach okazali się Niebiesko-Czerwoni, którzy w miarę upływu czasu zaczęli sprawdzać umiejętności stojącego między słupkami Arki Konrada Jałochy. Wynik po niespełna pół godzinie gry otworzył Martin Bukata. Otrzymał płaską piłkę od Stojana Vranjesa, przełożył ją sobie na prawą nogę, zwodząc jednego z rywali, by w końcu wpakować ją do bramki. Stracony gol rozbudził piłkarzy Arki, którzy od tej pory znacznie zintensyfikowali swoje próby. Dużą aktywnością wykazywał się zwłaszcza Szwoch, który jeszcze przed przerwą starał się uderzać na bramkę Szmatuły. Doświadczony golkiper Piasta nie dał jednak się zaskoczyć i po pierwszej połowie Piast prowadził 1-0.

W drugą połowę lepiej weszli goście, co przyniosło efekt już w 53. minucie. Rafał Siemaszko w starciu z Urosem Korunem wywalczył jedenastkę, a na trafienie zamienił ją Mateusz Szwoch. I tak walka rozpoczęła się praktycznie od nowa. Gdynianie poszli za ciosem i za sprawą bramki Dariusza Formelli zdołali wyjść na prowadzenie. - Zagraliśmy dobre spotkanie. Jedyne problemy mieliśmy na starcie drugiej połowy, kiedy to na moment straciliśmy kontrolę nad przebiegiem gry. Później na szczęście udało nam się ją odzyskać i doprowadziliśmy do wyrównania i zwycięstwa - komentował Gerard Badia.

Strata drugiego gola rzeczywiście mocniej zmotywowała zawodników Piasta. Zaledwie kilka minut później doprowadzili do wyrównania dzięki bramce rezerwowego Macieja Jankowskiego. Po tej sytuacji gliwiczanie wykazali spory upór i konsekwentnie atakowali, co w końcówce przyniosło upragnione trafienie. Gola na wagę trzech punktów zdobył niezawodny Badia, który precyzyjnym uderzeniem z rzutu wolnego ustalił wynik rywalizacji.

- Żartowałem z chłopakami, że gramy typowo pod kibiców. Trzymamy ich w napięciu przez okrągłe dziewięćdziesiąt minut i dzięki temu nie opuszczają stadionu przed końcem. Trochę nerwówki rzeczywiście jest. Brakuje nam tej drugiej bramki, dystansu do przeciwnika. Gdyby udało nam się ją zdobyć z pewnością grałoby się nam lżej. A tak musimy walczyć do końca. Najważniejsze jednak, że ponownie udało nam się zwyciężyć - podsumował tamten mecz szczęśliwy Marcin Flis.
 


Biuro Prasowe
GKS Piast SA