Szmatuła: Już nie raz pokazaliśmy, że potrafimy wychodzić z opresji

16
lut

- Wierzę w naszą drużynę, bo już nie raz pokazaliśmy, że potrafimy wychodzić z takich opresji - przyznał Jakub Szmatuła, który opowiedział o obecnej sytuacji Piasta oraz najbliższym spotkaniu z Lechią Gdańsk.

Wyniki sparingów napawały optymizmem, więc presja przed meczem z Jagiellonią była bardzo duża, prawda?

- Tak, ale ona będzie jeszcze narastać, bo my musimy wygrywać. Meczów jest coraz mniej, a ten pierwszy przegraliśmy. Musimy zdawać sobie sprawę, że każde kolejne spotkanie będzie dla nas - tak naprawdę - o życie. Punktów mamy, tyle ile mamy... Rywale nie śpią, ale przede wszystkim musimy patrzeć na siebie. Starcie z Lechią jest bardzo ważne, a po niej będziemy myśleć o następnej kolejce. Teraz liczy się tylko najbliższy rywal.

O punkty chyba nie będzie łatwo?
- Nigdy nie jest. Wygrywaliśmy sparingi, więc w lidze Piast też miał grać i wygrywać. Miało być łatwo, przyjemnie, ale boisko to zweryfikowało i przegraliśmy. Nie możemy chować głów, bo to byłoby najgorsze, co moglibyśmy zrobić. Facetów poznaje się po tym, jak kończą, a nie zaczynają. Ten zespół ma potencjał i wiem, że wyniki przyjdą. Przechodzimy trudny okres, ale nie załamuję się. Ciężką pracą możemy pokazać, że potrafimy go przezwyciężyć.

W waszej sytuacji nie za bardzo można się cieszyć samą grą, szczególnie w momencie, gdy traci się bramkę. Wtedy pozostaje walka i traci się przyjemność z gry.
- To prawda. Wolę brzydko grać i wygrywać, niż pokazywać dobry futbol i nic z tego nie mieć. Punkty są nam bardzo potrzebne, więc liczę, że niedługo przyjdą i poprawi się atmosfera. Po sparingach było dobrze, ale to już historia, bo najważniejsza jest liga. Przegraliśmy pierwszy mecz, więc nie ma co ukrywać i się głaskać, tylko wziąć się do roboty i zacząć wygrywać, bo Piast nie zasługuje na to, aby być na takim miejscu, na którym jest teraz.

Pewnie mecz potoczyłby się inaczej, gdyby Martin Konczkowski trafił do siatki...
- Możemy sobie gdybać, ale to jest historia. Jakby Frankowski strzelił trochę wyżej, to też byłoby inaczej. A tak zrobił to idealnie. Daleki jestem od tego, aby mówić, co by było gdyby... Przegraliśmy 0-2, a teraz liczy się tylko Lechia i zrobimy wszystko, aby z Gdańska przywieźć punkty.

Co czuje bramkarz po przepuszczeniu takiego strzału, jak ten Przemysława Frankowskiego?
- Trudno powiedzieć. Zawsze jest nadzieja, że uda się obronić, ale uderzył idealnie. Tej piłki nie dało się lepiej skierować, aż słychać było odgłos słupka i poprzeczki. Jagiellonia mogła się cieszyć, a my po meczu czuliśmy rozgoryczenie. Już jest jednak po meczu i mamy nowy tydzień. Chcemy jak najlepiej przygotować się do kolejnego meczu... Można stracić bramkę, ale my musimy także stwarzać sobie sytuacje. W poprzedniej kolejce niektóre zespoły pokazały, że można odrobić wynik. Po stracie gola nie możemy się załamywać, tylko dalej wierzyć w to, co się robi, żeby przechylić szalę na swoją korzyść.

Kibice wiele razy wam pomagali i głośno dopingowali. Tym razem stracili cierpliwość już w 55. minucie. Jak podchodzicie do takich słów w trybun? Grasz i słyszysz krytykę... Co wtedy myślisz?
- Nie chciałbym się zagłębiać. Zobaczymy, jak potoczy się sytuacja, bo gdy się utrzymamy, to wszyscy będą zadowoleni. Na dzień dzisiejszy kibice są sfrustrowani, ale mają do tego prawo. Nie chcę się wypowiadać, ale chciałbym, abyśmy wygrywali i, aby atmosfera na trybunach była dobra. Wierzę w naszą drużynę, bo już nie raz pokazaliśmy, że potrafimy wychodzić z takich opresji. Poradzimy sobie z tym całym klubem.

Na koniec trzeba spytać o nowych zawodników. Jak wygląda współpraca z piłkarzami - szczególnie bramkarzami - którzy trafili niedawno do Piasta?
- Bardzo w porządku. Wszyscy są pracowici i chętnie sobie pomagają. To nie jest tak, że ja bronię, a oni są obrażeni, bo jest przeciwnie. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku i cały czas ciężko pracujemy, bo każdy z nas chce pomóc zespołowi.

Biuro Prasowe
GKS Piast SA