Szmatuła: Jestem w najlepszym wieku dla bramkarza!

24
lut

Historia Jakuba Szmatuły jest niesztampowa. Od najlepszego zawodnika drużyny, przez wiecznego rezerwowego, po... lidera pierwszej drużyny polskiej Ekstraklasy. Jak wyglądały kulisy wejścia na szczyt ligowej tabeli nieprzeciętnego bramkarza, ale i "gliwiczanina pełną gębą" - jak  Kuba sam o sobie mówi.

Jak z perspektywy swojej kariery oceniasz obecny stan? Gdyby teraz przyszło Ci zakończyć granie...

- Na pewno byłaby to kariera niespełniona. Trochę pograłem na zapleczu Ekstraklasy. W najwyższej lidze kilka meczów dołożyłem i tyle. Najgorsze jest to, że nie wiem czemu tak wyszło. To chyba kwestia szczęścia... Ale teraz dostaję szansę i staram się ją wykorzystać. Więc kariery jeszcze nie kończę, a może nawet właśnie ją zaczynam...? Na dodatek moi młodsi koledzy mocno napierają na pozycję "jedynki", więc mobilizacja jest podwójna.

Osiągnąłeś wiek chrystusowy - może to dlatego?
- Coś w tym jest. Od jakiegoś czasu zewsząd słyszę, że jestem w najlepszym wieku dla bramkarza. Jeszcze mogę wycisnąć więcej niż obecnie mam.

Ale nie czujesz się nieswojo w roli lidera... lidera Ekstraklasy? Bramkarz, który wcześniej grał nieczęsto, teraz - niby bez powodu - świadczy o sile Piasta Gliwice.
- Hm, to nie jest tak, że czuję się nieswojo. Nie mam nagle lepszej formy. Nie nauczyłem się nagle łapać piłki. Zmieniło się moje podejście do futbolu i postrzeganie pewnych spraw. Wcześniej każda sytuacja była w stanie mnie zagotować, a teraz... Nie mam już tej spiny. Wszystkie rozmyślenia poszły w odstawkę. Jak pojawia ci się córka, masz żonę i swoje poukładane życie, to średnio zajmujesz się jedną czy druga wpadką na boisku. Wiesz ile jest trudniejszych kwestii do rozwiązania? Na pierwszym miejscu najbliżsi. Potem zdrowie - dla mnie i dla nich. Bo poniekąd z tego żyjemy. Kiedy zajmujesz się dorosłym życiem to nie masz czasu na takie - życiowo - błahe sprawy. I to pozwoliło mi zwolnić sportową głowę.

Teraz to wszystko brzmi fajnie. Ale chyba nie tak wyobrażałeś sobie swoje życie w 2008 roku, kiedy przechodziłeś do Piasta.
- Wtedy w ogóle było wszystko do góry nogami. Odchodziłem z Warty jako podstawowy zawodnik i najlepszy piłkarz zespołu. Zadzwonił wtedy Janusz Bodzioch - ówczesny menedżer - i przedstawił mi propozycję transferu do Gliwic. Wiesz co - oferta z Ekstraklasy. To robiło wrażenie. Dlaczego miałbym nie spróbować? Znałem konkurencję. Wiedziałem, że Grzesiek Kasprzik był w formie. Ale to nie stanowiło przeszkody. Zawsze lubiłem rywalizację.

Kwestia organizacyjna też Cię nie zraziła? Wtedy ten udział w Ekstraklasie wcale nie był taki pewny.
- Tak, tak. Raz Piast był w ekstraklasie. Po tygodniu znów nie. Kolejny komunikat - znów był. Wszystko przez tę reformę rozgrywek. Ale po obozie w Kamieniu trener Piotr Mandrysz powiedział, że mnie chce. Więc tak: Ekstraklasa jest. Wola obu stron jest. To podpisik... A chwilę potem już trenera w Piaście nie było.

Z niekorzyścią dla Ciebie...
- Zależy jak na to patrzymy. Była rywalizacja, a ja ją z Grześkiem przegrałem. Tyle. Nie ma co się tutaj doszukiwać drugiego dna. Kapel wybronił wtedy Piastowi utrzymanie. Więc nie jest tak, że bronił gość bez formy, ale ułożony z trenerem. Nic z tych rzeczy. Ja wciąż czekałem na swoją szansę. Wiedziałem, że ta w końcu przyjdzie. Niejeden chłopak chciałby być wtedy na moim miejscu?

Na ławce?
- Nawet na ławce. Bo to była ekstraklasowa ławka. Łatwiej jest z Ekstraklasy wypaść z obiegu grając w niższej lidze, niż... siedzieć w Ekstraklasie. Miałem tak na początku w Zagłębiu Lubin. Wtedy też nie grałem i zdecydowałem się na wypożyczenie do ówczesnej II ligi - do Polkowic. I co? Mecz za meczem w wyjściowej jedenastce. Super recenzje. A na Ekstraklasę zero widoków. A jak już jesteś na tej karuzeli to trudniej wypaść.

Nikt z Ekstraklasy Cię wtedy nie chciał?
- Tak się złożyło.

Złożyło się też tak, że po spadku Piasta do I ligi, Jakub Szmatuła... wywalczył miejsce w pierwszym składzie.
- I broniłem regularnie dwa sezony. Marcin Brosz na mnie postawił. W pierwszym roku nie zrobiliśmy awansu, ale w drugim już się udało. Zagrałem więcej meczów niż Darek Trela, co na pewno mnie cieszyło.

Cieszył awans, ale potem...
- Po raz kolejny wypadłem. To nie jest łatwe.

Nie miałeś poczucia, że Ty się po prostu do tej Ekstraklasy nie nadajesz? Jesteś w niej - nie grasz. Lądujesz niżej - prima sort.
- Ani przez chwilę. A wynikało to z faktu, że nie czułem się słabszy od np. Darka Treli. Chłopak przyszedł z Okocimskiego, gdzie walczył o utrzymanie i nagle... jedynka. To była bardziej kwestia zaufania. Ale rywalizowałem z tymi bramkarzami na co dzień i wiedziałem, że wcale im nie ustępuję umiejętnościami. A niejednokrotnie zrobiłem coś więcej. Inna sprawa, że - pamiętaj jak do teraz - wypadłem z osiemnastki przed meczem z Górnikiem Zabrze. Czemu? W tygodniu grałem w Pucharze Polski. Wygraliśmy - podstawowym składem - 1-0. To była kadra na piątkowe derby. W czwartek przeglądam osiemnastkę i co... nie było mnie. Trener Brosz tłumaczył wtedy w mediach, że Piast stawia na młodszych. Ale zagryzłem zęby...

Z kolei Kuba Szumski dostał wtedy miejsce z urzędu - jako młody i nowy.
- Nie przepracował z nami okresu przygotowawczego. Ale na ławce zasiadł. Nie wiedziałem wtedy o co chodziło. Mimo to nie obrażałem się i nie pokazywałem fochów.

I wcale nie czułeś żalu... Kuba!
- Jasne. W głębi serca zastanawiałem się, dlaczego tak wyszło. Dlaczego ja - osoba, która naprawdę przyczyniła się do awansu - nagle zostałem odsunięty na rzecz chłopaka, który dopiero dołączył do drużyny. I nie oceniam Kuby. Zestawiam tylko pewne fakty. Wiesz jak, nowy - stary. Jeszcze nic nie zrobił - coś tam zrobił. Czujesz to. Dlatego w środku na pewno było mi przykro. Ale wypłakać mogę się do poduszki, a nie na treningu. W piłce nie ma miejsca na szlochanie po kątach. Zacisnąłem zęby i walczyłem o to miejsce.

Co z głową? Chyba nie było łatwo poukładać sobie, że jesteś trójką.
- Nie było. Wtedy zacząłem korzystać z pomocy psychologa sportowego. Nie wstydziłem się. Normalna sprawa. Sytuacja nie była dla mnie prosta. Pomoc okazała się niezbędna. Bo prócz formy sportowej trzeba mieć też tą psychiczną.

Aż nagle... zeszły sezon. Jakub Szmatuła wrócił do gry!
- Trener Perez uznał, że warto dać mi szansę. Jedynką - według hierarchii - był Alberto Cifuentes. Ale nie miał formy i wtedy wskoczyłem ja.

Może dlatego, że byłeś młodszy?
- Coś w tym jest! Ale poważniej - bardzo pomógł mi trener Krzysztof Szumski. Wtedy w zespole miał mocną pozycję. Był blisko nas. A ja miałem sporo problemów. Żona była w ciąży. Często potrzebowałem odebrać ją z badań, ze szpitala. Tutaj dzień, tam dwa. Wiesz jak to jest - załatw tyle wolnego, kiedy powinieneś grać i trenować. Ale miałem wokół siebie wyrozumiałych ludzi. Nikt nie robił mi na przekór. Ja mogłem na obóz dojechać 4-5 dni później. Miałem obowiązki rodzinne, a żona i córka są dla mnie najważniejsza. Sporo zawdzięczam trenerowi Szumskiemu.

Ktoś jeszcze?
- Trener bramkarzy, Mateusz Smuda. Od samego początku we mnie wierzył. Nawet po niepowodzeniach dużo rozmawialiśmy. Starał się to wszystko poukładać i znaleźć powód tych wpadek - nie tylko od strony sportowej - ale też psychologicznej. To było dla mnie mega wsparcie.

Wtedy też zeszła z Ciebie łatka "mistrza świata w treningu i całkiem innego gościa w meczu".
- Faktycznie, wcześniej się spalałem. Na treningu nie było presji. Z kolei w spotkaniu każde niepowodzenie - z mojej perspektywy - mogło być odebrane jako utrata miejsca. Dośrodkowanie piłki - wyjść czy nie? Jeśli wyjdę i złapię - mistrz. Nie wyjdę - no okej. Ale jak wyjdę i nie złapię - blamaż. Tego się bałem. Teraz moje myślenie się zmieniło. Chcę pomagać drużynie. Bije ze mnie pewność.

I sytuacja się zmieniła?
- Tak. Wolę grać dobrze w lidze niż prezentować się mistrzowsko na zajęciach. Czasem na treningu popełnię błąd, puszczę bramkę... ale nie spinam się, bo wiem, że to na mecz muszę być przygotowany tip-top.

Jak w życiu? Jesteś mega... normalnym gościem. Nigdy nie miałeś piłkarskiej korby, mimo że zarabiasz znacznie więcej niż przeciętny Polak. Ale odpuszczałeś pewne sprawy, żeby skupić się na innych. Nie przepuściłeś kasy. Masz rodzinę. Jesteś z tego dumny?
- Oczywiście. Dużo z żoną rozmawialiśmy o tym życiu. O poukładaniu różnych spraw. Oczywiście, jako kawaler wydawałem, ale z głową. Nie dałem się zwariować. Teraz - jak już mam rodzinę - łatwiej jest mi się kontrolować. Może to też kwestia wychowania? W domu nauczono mnie szacunku do pieniędzy.

Jeszcze powiedz, że nie miałeś okazji na wydanie całej zgromadzonej kasy...
- Miałem! Głownie przez kolegów. Wiadomo jak to jest w towarzystwie, kiedy masz pieniądze. Pokus jest od groma. I jeszcze te dogryzanie "Ja pójdę, a Ty nie? Boisz się?". Ale wiedziałem, kiedy powiedzieć nie.

I nikt Cię nie odrzucił? Nie bałeś się, że będziesz nietolerowany?
- Nic z tych rzeczy. Nie akceptujesz mnie takiego jakim jestem? To nie mamy o czym rozmawiać. Wiedziałem, że na wszystko ciężko zapracowałem i nie chciałem tego stracić. Lepsze jest wrogiem dobrego.

Tolerują - albo po prostu lubią - Cię Gliwice. Wiesz, że to już osiem lat?
- Właśnie o tym samym ostatnio rozmawiałem z żoną. Osiem lat... Szmat czasu. Pamiętam jak dziś rozmowę "jadę tam na rok, dwa. Znam piłkarskie życie". A co się okazało? Czuję się mieszkańcem Gliwic. Mam tutejszy dowód. Jestem na stałe zameldowany. Więc co? Gliwiczanin pełną gębą.

A jak za kilka lat? Wciąż widzisz siebie tutaj?
- Jasne. To mieszkanie mam własnościowe, ale już szukamy czegoś większego. Córa niebawem pójdzie do przedszkola. Potem do szkoły. Zakładam, że to będzie właśnie w Gliwicach. Dobrze się tu czuję, więc po co cokolwiek zmieniać. Już mówiłem - lepsze jest wrogiem...

Sąsiedzi mają Cię za normalnego gościa czy piłkarza?
- Chyba jako normalnego gościa. Zawsze pierwszy mówię dzień dobry. Staram się pomagać. Wychodzę z pieskiem. Pcham wózek. Chodzę po zakupy - normalny facet.

Kończąc, zahaczymy o jeszcze jeden wątek. Przeprowadziłeś się z centrum na obrzeża i...
- Ukradli mi auto. Wychodzę z rana na parking i... nie ma. A ja przed treningiem... Wiesz z czego to się wzięło? Byliśmy w trakcie przeprowadzki i nie chciało mi się chować samochodu do garażu. Stwierdziłem - co się może stać? A szkoda auta...

Co to było?
- Audi A4 w combi. Dobre wyposażenie. I jeszcze sporo wartościowych rzeczy w środku - jak to podczas przeprowadzki.

Ubezpieczenie pokryło straty?
- W części. Ale i tak troszkę na tym straciłem. Co zrobić... Chwilę jeździłem wypożyczonymi autami, aż w końcu kupiłem nowy. Z dwa dni nad tym rozmyślałem, ale auto - rzecz nabyta. Przeszedłem do porządku dziennego. Chociaż chciałbym zobaczyć swoją minę jak wyszedłem z mieszkania... Musiała być bezcenna.

Biuro Prasowe
GKS Piast S.A.