Sercem chciałem zostać

19
mar

Sobotni pojedynek z Pogonią Szczecin miał dwa oblicza. W pierwszej części gry stroną dominującą na boisku byli podopieczni Marcina Brosza, natomiast po przerwie do głosu doszli Portowcy. Na domiar złego, w II połowie z powodu urazów boisko musiało opuścić trzech zawodników Piasta.

Wojciech Lisowski przed rozpoczęciem spotkania i tuż po jego zakończeniu miał okazję spotkać się z najbliższymi, którzy wybrali się do Szczecina. - Pochodzę z województwa zachodniopomorskiego, było mi miło widząc na trybunach rodzinę i bliskich znajomych wspierających mnie w meczu z Pogonią. Fajnie, że przyjechała liczna grupa naszych kibiców na daleki przecież wyjazd – cieszył się obrońca niebiesko-czerwonych.

Przez 30 minut, gospodarze nie mogli sobie poradzić z dobrze dysponowaną jedenastką z Gliwic. - Wyszliśmy bardzo zdeterminowani na ten mecz, chcieliśmy go wygrać. Pojedynek układał się po naszej myśli, ale gol wyrównujący dodał skrzydeł Pogoni. Do rzutu karnego gospodarze w ogóle nam nie zagrażali.  Na drugą połowę wyszliśmy z zaangażowaniem, ale to Pogoń przejęła inicjatywę i straciliśmy drugą bramkę – analizuje.

20-letni zawodnik często brał udział w akcjach ofensywnych „Piastunek” - Oddałem dwa mocne strzały, szkoda, że nie były na tyle precyzyjne, aby zamienić je na bramkę. Starałem się grać ofensywnie, mamy coś do udowodnienia. Walczymy o Ekstraklasę, przyjechaliśmy tutaj po komplet punktów. Szkoda, naprawdę szkoda, ponieważ mogliśmy się pokusić o wywiezienie ze Szczecina trzech punktów – mówi zawiedziony.
 
W wyniku kontuzji z murawy przed czasem zeszli Kędziora, Lisowski i Cuerda. - Żadna zmiana nie była podyktowana tym, że ktoś był w słabej formie lub opadł z sił. Były to kontuzje, w moim przypadku złapały mnie silne skurcze. Sercem chciałem zostać na boisku, ale nie byłem w stanie kontynuować zawodów – kończy boczny defensor.