Pod ostrzałem: Grzegorz Bonin

10
maj
Mało kto przypuszczał, że Grzegorz Bonin może być jeszcze kiedykolwiek kluczową postacią zespołu z Ekstraklasy. Po pierwszym odejściu z Górnika Zabrze nigdzie nie zagrzał dłużej miejsca, aż w końcu po drugim opuszczeniu drużyny z Roosevelta odnalazł się w Łęcznej.
 
Na początku swojej kariery Grzegorz Bonin grał w takich zespołach jak Mewa Gniew czy Wisła Nowa. Pierwszym jego poważniejszym przystankiem był Radomiak Radom, do którego trafił wiosną 2004 roku. Szybko jednak trafił do Korony Kielce, w barwach której zadebiutował w Ekstraklasie. W ekipie Scyzoryków był kluczową postacią, lecz udało się go z Kielc "wyciągnąć" Górnikowi Zabrze. Na Śląsku również odgrywał ważną rolę, więc nic dziwnego, że zainteresowanie pomocnikiem wyraziła bogata wówczas Polonia Warszawa, która zarządzana była przez Józefa Wojciechowskiego.
 
Bonin skusił się na spore pieniądze i przeniósł się do stolicy. W Warszawie zaczęły się jednak schody. Skrzydłowy był krytykowany za swoją grę i po zaledwie pół roku trafił do ŁKS-u Łódź, by po kolejnych sześciu miesiącach występować już w Pogoni Szczecin. Historia lubi się powtarzać, więc po... półrocznym pobycie w drużynie Portowców pomocnik wrócił do Zabrza. Żeby tego było mało, minęło kolejne pół roku, a Bonin był już w Łęcznej. I dopiero po wielu perturbacjach i nieudanych przygodach doświadczony piłkarz znalazł swoje miejsce na Ziemi.
 
Najpierw Górnik z Boninem w składzie awansował do Ekstraklasy, a sam zawodnik rozegrał 32 spotkania i wszystkie od pierwszej minuty. Zdobył w tym czasie dziewięć goli. Obecnie - jako gracz beniaminka - od 31-latka z mimo wszystko bogatą przeszłością wymagało się sporo. A ten oczekiwania spełnia, choć jest to sporym zaskoczeniem. Wielu postawiło już krzyżyk na podopiecznym Szatałowa, a ten pokazał, że nie wolno go skreślać. Bonin jest bowiem obecnie motorem napędowym Górnika i mało kto wyobraża sobie ofensywę łęcznian bez niego.
 
Niech o tym świadczą statystyki pomocnika. Za nami jest 30 kolejek, a skrzydłowy wystąpił w każdej z nich i to zawsze od pierwszej minuty! Mało tego, 27 razy dotrwał do ostatniego gwizdka sędziego, a "stracił" z tego sezonu zaledwie 36 minut! Na koncie ma sześć trafień, a ponadto niezwykle istotne asysty. Ostatniego gola zdobył w minionej serii gier, przeciwko Piastowi zresztą.
 
Sebastian Kordek
Biuro Prasowe
GKS Piast S.A.