Ostatnim razem: Lechia Gdańsk

22
paź
Niedzielnym popołudniem podopieczni Radoslava Latala zmierzą się na wyjeździe z jedną z rewelacji tego sezonu, czyli gdańską Lechią. Patrząc na obecną sytuację w tabeli może się wydawać, że to gospodarze są faworytem tego spotkania. W ostatnim starciu tych zespołów, w kwietniu ubiegłego roku to jednak Niebiesko-Czerwoni zaprezentowali się dużo lepiej i zasłużenie zwyciężyli 3-0. 
 
24 kwietnia. 18.00. Pogoda nie dopisywała, ale na trybunach stadionu przy ulicy Okrzei pojawiło się sześć i pół tysiąca widzów. Nie bez powodu - mecz z Lechią był jednym z tych, które mogły zadecydować o ewentualnym odpadnięciu Piasta z wyścigu o mistrzostwo Polski. Każdy więc chciał głośnym dopingiem wspomóc swoją drużynę w walce właśnie z Lechią. Dla gdańszczan to spotkanie miało jednak również wyjątkowo wysoką stawkę - komplet punktów pozwoliłby im na walkę o start w eliminacjach europejskich pucharów. 
 
Radoslav Lata nie mógł w tym meczu skorzystać z Kamila Vacka, który pauzował za czerwoną kartkę otrzymaną w meczu z Lechem. Zamiast niego na boisko wybiegł Martin Bukata, którego zadaniem w tym spotkaniu miało być wyeliminowanie z gry Milosa Krasicia. Słowacki pomocnik poradził sobie na tyle dobrze, że Serba nie było praktycznie widać - nie dochodził do piłki, nie stwarzał też zagrożenia pod bramką Jakuba Szmatuły. Ten ruch okazał się kluczowym i bardzo pomógł w osiągnięciu końcowego zwycięstwa. 
 
Na murawę oba zespoły wybiegły pełne motywacji, toteż nic dziwnego, że na pierwsze natarcia nie trzeba było długo czekać. Napierw zaatakowali goście, ale to Niebiesko-Czerwoni stwarzali sobie groźniejsze sytuacje. Z początku brakowało im jednak trochę szczęścia. Martin Nespor oraz Josip Barisić ostrzeliwali bramkę Vanji Milinkovicia Savicia, ale na drodze stawał im nie tylko młody golkiper, ale także słupki czy poprzeczka. 
 
Próbowali napastnicy, ale piłkę w siatce umieścił dopiero obrońca. Uros Korun z najbliższej odległości zdobył trafienie, po rzucie rożnym w wykonaniu Patrika Mraza. Wrzawa gliwickiej publiczności ogromna, nadzieje gości coraz mniejsze. Do przerwy przeważali już gospodarze, spotkanie uspokoiło się i nic nie wskazywało na ogromne emocje, które miały nadejść chwilę później.
 
W gdańskiej szatni musiało paść kilka mocnych słów, bo Lechia mocno weszła w drugą połowę. Grzegorz Kuświk czy Michał Chrapek sprawiali, że defensorzy Piasta nie mogli się nudzić. Próbował także Aleksandar Kovacević, ale to pierwszy szybszy kontratak gliwiczan okazał się tą najgroźniejszą szansą w pierwszym kwadransie tej części gry. 
 
W miarę upływu czasu walka jedynie się nasilała. Oba zespoły zdawały sobie sprawę, że muszą zwyciężyć. Sporo fauli, a w konsekwencji kartek oraz stałych fragmentów gry. Szkoleniowcy zdecydowali się więc na dokonanie zmian. W szeregach Piasta na murawie pojawił się Mateusz Mak. Witany aplauzem publiczności zmienił Sasę Ziveca, by od razu zrobić różnicę. Znacznie zintensyfikował ataki gliwiczan i już wydawało się, że Niebiesko-Czerwoni mają w tym meczu wszystko pod kontrolą...
 
Spokój zmącił gwizdek sędziego, który po wątpliwym faul Tomasza Mokwy na Jakubie Wawrzyniaku podyktował jedenastkę dla gości. Do piłki podszedł Sebastian Mila i... nie dał rady świetnie interweniującemu Jakubowi Szmatule. Golkiper Piasta po raz kolejny okazał się bohaterem swojego zespołu. 
 
Zaledwie chwilę później na podobną reakcję szansę miał Vanja Milinković Savić. Przewinienie na Patriku Mrazie sprokurowało kolejny rzut rożny, tym razem dla gospodarzy. Mateusz Mak bez mrugnięcia okiem zmylił jednak młodego bramkarza i pewnie zamienił stały fragment gry na gola. 
 
Po tym trafieniu zwycięstwo podopiecznych Radoslava Latala było już właściwie ustalone. Gliwiczanie grali jednak do końca i w 90. minucie rezultat podwyższył jeszcze Josip Barisić. Chorwacki napastnik nie mógł zmarnować celnego podania Mateusza Maka. Wolejem umieścił piłkę w siatce tym samym pozbawiając lechistów złudzeń na wywiezienie z Okrzei choćby punktu. 
 
Biuro Prasowe
GKS Piast SA