Ostatnim razem: Jagiellonia Białystok

05
lis

Czas leci okrutnie szybko. Ledwie rozpoczął się sezon 2016/2017 LOTTO Ekstraklasy, a w ten weekend czeka nas już ostatnia kolejka rundy jesiennej. W jej ramach piłkarze Piasta zmierzą się na wyjeździe z Jagiellonią. Co ciekawe ostatnim razem Niebiesko-Czerwoni w Białymstoku byli prawie dokładnie rok temu, bo 7 listopada. Tak jak i w tym roku spotkali się z podopiecznymi Michała Probierza w ramach 15. kolejki i pewnie zwyciężyli 2-0.
 
Na pierwszy rzut oka pomiędzy zeszłorocznym starciem, a sobotnim wiele podobieństw. I nie chodzi tutaj tylko o datę rozgrywania mecz. Ponownie naprzeciw siebie staną Radoslav Latal oraz Michał Probierz, a w składach obydwu drużyn letnim okienkiem transferowym nie doszło do poważniejszych rewolucji. Zupełnie różna jest natomiast sytuacja w tabeli. Poprzednio gliwiczanie przyjeżdżali tutaj jako lider, rewelacja rundy i zespół praktycznie pewny kwalifikacji do grupy mistrzowskiej. Ich przyjazd na Podlasie niósł więc za sobą ogrom oczekiwań, którym jednak Niebiesko-Czerwoni podołali bez najmniejszego problemu.
 
Jagiellonia znajdowała się wówczas na dole tabeli, ale nie zamierzała oddać Piastowi punktów bez walki. Warunki sprzyjały - boiska na stadionie przy ulicy Słonecznej nie można było się przyczepić, a i pogoda jak na tę porę roku nie była najgorsza. Nic tylko grać. Od pierwszej minuty Radoslav Latal puścił do boju aż sześciu Polaków. Zawodnicy bardzo poważnie podeszli do tematu i bez zbędnej zwłoki ruszyli do ataku. Na dobrą sprawę na prowadzenie mogli wyjść już na samym początku, strzał Martina Nespora nie zaskoczył jednak stojącego wówczas w bramce Jagiellonii Bartosza Drągowskiego.
 
Nieudana próba nie podcięła im skrzydeł. Kolejne minuty przyniosły następne strzały. Na listę strzelców bardzo chciał wpisać się wciąż szukający gola czeski napastnik, ale to dopiero Mateusz Mak umieścił futbolówkę w siatce. Pomocnik wykorzystał podanie Bartosza Szeligi, który chwilę wcześniej przejął piłkę pod polem karnym białostoczan. To jedyny gol jaki padł w pierwszej połowie tamtego spotkania.

Nie można jednak powiedzieć, jakoby przed przerwą wiało nudą. Wręcz przeciwnie, zgromadzeni na trybunach kibice oglądali naprawdę dobre widowisko pełne akcji to z jednej to z drugiej strony. Wśród Niebiesko-Czerwonych najbliższy podwyższenia rezultatu okazał się Szeliga, lecz nie zdołał osiągnąć sukcesu.
 
Michał Probierz zmartwiony postawą swoich podopiecznych na pierwszą roszadę zdecydował się już w przerwie. Radoslav Latal nie musiał nic zmieniać - w jego zespole wszystko grało. Również w drugiej połowie to gliwiczanie lepiej wyglądali na boisku. To oni stwarzali więcej zagrożenia pod bramką rywali. Ofensywni gracze Niebiesko-Czerwonych uwijali się jak w ukropie, ale to Kornel Osyra po ponad godzinie gry zadecydował o wyniku. Stoper najlepiej odnalazł się po stałym fragmencie gry w polu karnym, by wpakować piłkę do siatki.
 
Mimo, że do końca pozostało jeszcze dwadzieścia minut, drugi gol Piasta właściwie rozstrzygnął o końcowym wyniku. Gliwiczanie swoją konsekwentnie solidną grą nie pozwolili gospodarzom nawet na honorowe trafienie. Pewnie zwyciężyli 2-0, czym potwierdzili wysoką formę oraz pokazali, że nie przypadkiem znajdują się na fotelu lidera.
 
Biuro Prasowe
GKS Piast SA