Murawski: Wierzę, że wiosną ruszymy w górę tabeli

30
gru

- Wiosną wywalczyliśmy wicemistrzostwo, jesień była w naszym wykonaniu gorsza. Jednak mimo wszystko, to był dobry rok. Teraz jest czas, aby odpocząć, złapać trochę dystansu i do przygotowań przed rundą wiosenną ruszyć z czystą głową i nową energią - przyznaje Radosław Murawski, kapitan Piasta Gliwice w długim wywiadzie dla piast-gliwice.eu.
 

Jak minęły ci święta?
- W ciepłej rodzinnej atmosferze. Wiesz, nie były to jednak takie święta, jakie sobie zamarzyłem. Żałuję, że ta runda potoczyła się takimi torami. To mój klub i jest mi źle z tym, jak wyglądała jesień w naszym wykonaniu. 
 
Po meczu z Zagłębiem miałeś dość? 
- Tak, miałem dość. Nie chciałem rozmawiać z mediami. Tak jak przez cały sezon zabierałem głos, udzielałem w wywiadów, bo jestem kapitanem i to mój obowiązek… tak teraz nie chciałem. Ciężko było mi cokolwiek powiedzieć po takim meczu i takiej rundzie. Musiałem sobie dać czas, bo czułem, że jestem „zagotowany”… Chciałem na spokojnie wszystko przeanalizować.


Domyślam się, że wszyscy zawodnicy zareagowali w ten sposób. 
- Dokładnie, codziennie mam kontakt z chłopakami i wiem, że oni też o tym myślą, że to im siedzi w głowach. Ok, mamy teraz wolne, ale to nie znaczy, że nie żyjemy swoją pracą. Pomiędzy końcem rozgrywek a początkiem przygotowań są trzy tygodnie wolnego, ale to wcale nie znaczy, że mamy wakacje. Codziennie kontrolujemy swoją wagę, tkankę tłuszczową. Dbamy o siebie, wykonujemy ćwiczenia. Teraz jest czas na to, aby nasze głowy i nogi doszły do siebie. Gromadzimy paliwo, które zużyjemy na okres przygotowawczy i pozostałe siedemnaście kolejek obecnego sezonu. Dla nas najważniejsze jest, aby w 2017 wejść inaczej niż w obecny sezon. Najpierw jednak czeka nas praca na obozach. Jeśli dobrze tam popracujemy, to będą efekty w lidze. To naczynia połączone. 
 
Zmieńmy trochę temat. Jesteś dobry z matematyki?
- Jestem bardzo dobry z matematyki.
 
To będziesz wiedział co to jest sinusoida.
- Wiem, co to jest sinusoida… I domyślam się, co masz na myśli - rok w naszym wykonaniu, prawda?
 
Dokładnie. Myślisz, że to trafne porównanie?
- Coś w tym jest. W ubiegłym sezonie byliśmy na szczycie, a teraz ocieramy się o dno. Jesteśmy tuż nad strefą spadkową. W ubiegłym sezonie zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski, a teraz walczymy o to, aby się odbić od dołu tabeli i zacząć się wspinać… Dokładnie analizowałem naszą sytuację w ubiegłym i obecnym sezonie. Myślę, że mimo wszystko należy przyznać, że 2016 był dobrym rokiem - i dla drużyny i dla mnie jako zawodnika. Wywalczyliśmy wicemistrzostwo, największy sukces w historii klubu. Trzeba jednak powiedzieć sobie wprost - tamten sezon jest już zamknięty. W tym jest możliwość i potrzeba poprawy. Drużyna musi zdobywać więcej punktów i wskoczyć na wyższy pułap. Nasz plan na rundę wiosenną to awans do pierwszej ósemki i walka o jak najwyższe miejsce w tabeli podczas rundy finałowej. Nie jest powiedziane, że rundą jesienną, którą zakończyła porażka z Zagłębiem, zamknęliśmy sobie drogę do osiągnięcia czegoś dużego w tym sezonie. Teraz najważniejsze jest dla nas, aby mocno przepracować okres przygotowawczy i jak najlepiej wejść w drugą część sezonu.


Potwierdzeniem twoich słów, że w tym sezonie Piast może zanotować dobry rezultat, jest spłaszczona tabela. Z jednej strony mamy cztery punkty przewagi nad strefą spadkową… a z drugiej - tylko cztery straty do pierwszej ósemki. 
- To prawda, tabela jest spłaszczona. W tamtym roku też była, ale nie aż tak bardzo… myślę, że w naszej obecnej sytuacji to dobrze. To co możemy osiągnąć w tym sezonie, zależy tylko od nas. Nie będziemy patrzeć na inne drużyny, ich wyniki, liczyć na ich potknięcia. Skupiamy się na sobie i na tym, aby wyeliminować mankamenty, które nam doskwierały jesienią i zacząć wygrywać. Musimy gonić czub tabeli. 
 
Wspomniałeś o mankamentach… było parę takich meczów, w których zbyt łatwo traciliśmy bramki i - w ich konsekwencji - punkty. Mam na myśli mecze np. z Lechią Gdańsk, Górnikiem Łęczna, gdzie graliśmy dobrze, a na koniec nie wygrywaliśmy. W ubiegłym sezonie takie sytuacje bardzo rzadko miały miejsce. 
- Ta nieszczęsna Łęczna siedzi nam dalej w głowach. Prowadziliśmy w spotkaniu z Górnikiem 3-0, wydawało się, że mamy mecz pod kontrolą, a później straciliśmy trzy bramki z rzędu, w tym dwie w samej końcówce. Niby zyskaliśmy jeden punkt, ale dla nas ten wynik był jak porażka. Bardzo bolesny mecz, bo z przebiegu spotkania byliśmy zespołem lepszym, a straciliśmy dwa punkty po golach, które nasi rywale zdobyli grając na „chaos”, przy ogromnym szczęściu, np. zdobywając gola po rykoszecie. Masz rację mówiąc, że takich meczów było więcej. Nie chcę ich wymieniać, bo każda porażka jest jak rana, która boli na myśl, że jesienią powinniśmy byli ugrać dużo więcej punktów. W ubiegłych rozgrywkach nie było takich sytuacji, albo było ich dużo mniej. Nie ma co ukrywać, w wicemistrzowskim sezonie w wielu momentach meczów sprzyjało nam szczęście. To szczęście trzeba mieć i trzeba mu pomagać. Oczywiście nie mówię, ze to miało główny wpływ na nasze wyniki, bo tak oczywiście nie było. To my jesteśmy odpowiedzialni za wydarzenia na boisku… Mam na myśli sytuacje, w których piłka wcale nie musiała wpaść do bramki, a wpadała. Strzeliliśmy kilka takich goli, których - nie oszukujmy się - pewnie nie strzelilibyśmy drugi raz. Patrzę na to tak, że fortuna nam sprzyjała, a teraz jest trochę przeciwko nam. Wielokrotnie w tym sezonie traciliśmy gole np. po nieszczęśliwych rykoszetach… Wierzę jednak w to, że suma szczęścia i nieszczęścia zawsze równa się zero. 
 
To optymistyczny podejście do sprawy.
- Dokładnie, ale tak uważam. Czas na to, aby wiosną szczęście było po naszej stronie. Oczywiście, nie mam na myśli, że będziemy wygrywać mecze samym fartem. Chodzi mi o coś innego - jeśli będziemy rozgrywać mecze z maksymalnym zaangażowaniem, konsekwencją w grze obronnej i przy jednoczesnym stwarzaniu sytuacji bramkowych… to będziemy pomagać temu szczęściu. Jestem przekonany, że wówczas piłka będzie odpowiednio odbijać się od słupków, a obrońcy rywali będą niefortunnie interweniować i zdarzą się samobójcze trafienia, jak miało to miejsce w ubiegłym sezonie (śmiech).
 
Zadanie, które was czeka, czyli ten plan, który sobie założyliście… będzie jednak bardzo trudny do realizacji. Aby dostać się do pierwszej ósemki, należy wygrać większość z dziesięciu meczów rundy zasadniczej. 
- Każdy z osobna i wszyscy razem doskonale o tym wiemy. Zdajemy sobie sprawę również z tego, że jeśli wygralibyśmy z Zagłębiem, to od pierwszej ósemki bylibyśmy na wyciągnięcie ręki. Oczywiście, teraz patrzę w przeszłość…  ale robię tak, bo została w nas zadra. Wiemy, ile napracowaliśmy się, aby w ubiegłym sezonie osiągnąć sukces… a teraz został on przykryty przez gorsze wyniki jesienią. To nie jest dla nas łatwa sytuacja. Niedawno noszono nas na rynku na rękach, a teraz widzimy rozczarowane twarze tych samych kibiców. Nie mówię, że fani na nas gwiżdżą, bo tak nie jest, ale sytuacja jest odwrotna. To trudny moment. Kibice czują, że coś jest nie tak. Zasuwamy na boisku, walczymy, ale wyniki nie są dobre. Podczas meczu z Legią dopingowali nas do samego końca, a po spotkaniu otrzymaliśmy od kibiców gromkie brawa. Byliśmy załamani, a oni nas pocieszali. Widzieli to, że walczyliśmy o każdy metr boiska. Graliśmy dobrze, a Legia nas kontrowała. Jednak my musimy dążyć do tego, żeby oprócz ładnej dla oka gry, były również wyniki. Wiosną musimy wygrać sześć-siedem meczów, aby przystąpić do rundy finałowej z miejsca w pierwszej ósemce. Wierzę, że to się uda. Już ostatnie spotkania jesienią były lepsze. Jeżeli chodzi o grę i taktykę, było widać poprawę w stosunku do spotkań w pierwszych kolejkach. Czegoś jednak wciąż nam brakuje… Stwarzaliśmy dużo sytuacji pod bramką rywala, ale piłka nie lądowała w siatce. Teraz trzeba te pozytywy zamienić na punkty. Zaczniemy strzelać bramki, drużyna uwierzy, ze może wygrywać jak w ubiegłym sezonie. Myślę, że to było widać na boisku, że jako drużyna lepiej się czujemy i gramy w piłkę. Zatem z jednej strony szkoda, że ten rok się skończył, ale z drugiej… Czas na to, aby odpocząć, złapać trochę dystansu i do przygotowań przystąpić z czystą głową. Wierzę, że wiosną ruszymy w górę tabeli i początek naszego odrodzenia rozpoczął się już pod koniec jesieni. Zresztą, patrząc na tę sinusoidę, o której rozmawialiśmy, wypadałoby, aby nasze wyniki się polepszyły, a nasza sytuacja w tabeli się poprawiła.


Wspomniałeś o kibicach. Wiemy, jak reagują na wasze poczynania na stadionie. Jak to natomiast wygląda w bezpośrednich kontaktach, gdy spotykasz ich na ulicy?
 - Ostatnio w sklepie spotkałem kibica. Robiłem zakupy, on mnie obsługiwał. Żegnałem się już i złożyłem mu życzenia noworoczne. On odpowiedział mi, że życzy zdobycia mistrzostwa Polski. Jest wiele takich osób, które życzą nam sukcesów i wiem, że oni w nas wierzą. To daje ogromną siłę, wiesz? Dla wielu osób jesteśmy rozpoznawalni, jedni - tak jak powiedziałem - przekazują dobre słowo, gratulują… inni pytają, co się z nami dzieje. Mówię im, że mieliśmy swoje problemy, graliśmy gorzej. Nie rozwodzę się jednak, co było ich przyczyną, bo to kwestie, z którymi sami musimy się uporać. Nie szukam wymówek. Bierzemy wszystko na klatę i musimy zrobić wszystko, aby dać fanom Piasta radość ze zwycięstw i dobrych wyników. Oni płacą za bilety i przychodzą na nasze mecze, wspierają nas… Mają prawo wymagać i powinni wymagać... Powiem szczerze, że ja się bardzo z tego cieszę, nawet jeśli spotykam się z cierpkimi słowami czy hejtem w internecie. To świadczy o tym, że jest wiele osób, którym bardzo zależy na klubie. Jeśli kibice by nic nie mówili, to byłby znak, że postawili na nas kreskę i ten klub upada. Tak jednak nie jest.
 
Nie jest i nigdy nie było. Trudnych sytuacji w historii klubu było więcej, ale kibice nigdy nie odwrócili się od Piasta. 
- Wiesz, ponownie wracamy do tej sinusoidy. Historia naszego klubu jest specyficzna, ale bardzo budująca. Piast był „wiecznym drugoligowcem”, który osiągał sukcesy - dwukrotnie grał w finale Pucharu Polski i dwukrotnie przegrywał. Klub w latach 90. upadł, ale zdołał się podnieść i przejść drogę z B-klasy do Ekstraklasy… z której szybko spadł. Wrócił jednak silniejszy, gdyż w późniejszych latach zdobywał 4. i 2. miejsce. To jasno pokazuje, że po każdym upadku potrafiliśmy się podnieść. Sami wstawaliśmy z kolan i parliśmy do przodu. Rundę jesienną obecnego sezonu - z zachowaniem odpowiednich proporcji - możemy potraktować jako taki upadek albo potknięcie… ale moim zdaniem, te ostatni mecze pokazały, że właśnie zaczęliśmy się podnosić. Wierzę, że już w lutym będziemy stać twardo na nogach. Mamy jednak pracę do wykonania, z której należy się wywiązać w 100%. 
 
Na waszej formie sportowej wyraźnie odbiło się zamieszanie wokół klubu z początku sezonu. 
- Nie chcę w ten temat wchodzić. Każdy może odebrać to jako obronę i szukanie alibi. Powiem tylko tyle, że to zamieszanie nie powinno mieć miejsca, było zupełnie niepotrzebne. Owszem, były chwile niepewności, bo pewne sprawy siedziały nam z tyłu głowy. Mogę to porównać do problemów w życiu prywatnym czy zdrowotnych, które przeszkadzają się skupić na pracy. Chcę jednak podkreślić, że szatnia zawsze była jednością i nadal tak jest. Szkoda jednak tego wszystkiego, bo po wicemistrzowskim sezonie uwierzyliśmy w siebie i wymagaliśmy od swojej gry dużo więcej. Uważam, że powinniśmy być teraz w pierwszej piątce najlepszych drużyn Ekstraklasy…


A jak jest teraz? Poczuliście już grunt pod nogami?
Tak, poczuliśmy stabilizację, dlatego z optymizmem patrzymy w przyszłość. Mocno wierzę w znalezienie się w pierwszej ósemce po 30 kolejkach ligi. Kilku zawodników odeszło, ale kilku przyszło i wciąż jesteśmy tą wicemistrzowską drużyną. Potencjał mamy duży. Musimy się skupić na tym, aby się odbudować i grać tak, jak graliśmy wcześniej. Nie analizować, nie zastanawiać się nad wynikami innych drużyn, tylko wygrywać swoje mecze. W ubiegłym sezonie liczyło się dla nas tylko kolejne spotkanie. Po meczu była chwila radości, a już w poniedziałek analiza błędów, skupienie na następnym rywalu i zebraniu jak najwięcej informacji na jego temat. Żadnego myślenia czy trening wypadnie w Wielkanoc i czy na pewno wyłączyłem żelazko z prądu. Tak ma być i tak będzie i teraz, bo to podejście profesjonalistów. 
 
Ubiegły sezon był dla ciebie najlepszy karierze? 
- Na pewno. Dla niektórych było to jednym z osiągnięć w karierze, ale dla wielu z nas drużynowy sukces był zarówno największym życiowym sukcesem. Dla mnie osobiście, to było coś wielkiego, ale nad moją formą pracował cały zespół. Jeśli cała drużyna grała dobrze, to i mnie grało się łatwiej. Wychodziło mi więcej rzeczy. Wtedy zwracano na to uwagę. Teraz jest ciężej, nie wygrywamy aż tylu meczów, zatem trudniej jest zauważyć formę poszczególnych zawodników. Piłka nożna to sport drużynowy, w którym wszystko działa dobrze, gdy drużyna jest kolektywem, gdy stanowi monolit. Umiejętności indywidualne, które nie współgrają z zespołem, nie dają sukcesów. Musimy być kolektywem. Dlatego sam wymagam od siebie więcej, bo moja forma jest daleka od tego, jakiej bym oczekiwał. A chcę dawać drużynie dużo więcej.


Jak zapatrujesz się na nadchodzący rok? Będzie się w nim dużo działo. Piasta czeka trudna runda wiosenna, a po niej rozpoczynają się Młodzieżowe Mistrzostwa Europy. 
- Mam świadomość, że w czerwcu odbywają się w Polsce Mistrzostwa Europy. To duża impreza i również duża szansa dla nas. Ale na razie odkładam to w głowie na później. Potrafię to rozdzielać - gdy jestem na zgrupowaniu, poświęcam się tylko temu. Skupiam się tylko na drużynie narodowej. Jednak, gdy wracam do klubu, w moich myślach jest tylko Piast Gliwice. O tym co będzie miało miejsce w czerwcu, będę myślał w czerwcu, teraz myślę tylko o rundzie wiosennej. Okres od lutego do czerwca będzie dla nas wszystkich bardzo gorący. To będzie dużo cięższy rok, niż ten mijający. Cel jest jednak jasny. Jeszcze raz powtórzę - po 30 kolejkach chcemy znaleźć się w pierwszej ósemce. A stać nas na to, aby sezon zakończyć w pierwszej piątce najlepszych zespołów Ekstraklasy. 

Biuro Prasowe
GKS Piast SA