"Moja przygoda z piłką" - Wojciech Kędziora

06
gru

W kolejnym odcinku „Mojej przygody z piłką” przybliżamy piłkarską drogę naszego czołowego napastnika – Wojciecha Kędziory. „Kędi” futbolowego abecadła uczył się w tym samym klubie, w którym pierwsze kroki stawiał legendarny Włodzimierz Lubański. 

Sośnica Gliwice
 
Pochodzę z jednej z największych dzielnic Gliwic – Sośnicy. Pierwszą styczność z piłką złapałem zatem w klubie, który był najbliżej - Sośnicy Gliwice, podobnie jak jeden z najlepszych napastników w historii polskiego futbolu - Włodzimierz Lubański. Kiedy byłem w trzeciej klasie szkoły podstawowej  i kopanie piłki pod blokiem przestało mi już wystarczać, wraz z kolegami z podwórka postanowiliśmy  pewnego dnia zapisać się do klubu z  Sośnicy, którego stadion był bardzo blisko mojego domu.
 
Za duże buty
 
Dawniej o markowy sprzęt było bardzo trudno, dlatego moimi pierwszymi butami były zwykłe trampki, i to w nich zdobywałem pierwsze gole. Potem nastąpiła era butów Bumet, które dostałem z mojego klubu,  aż w końcu przyszedł czas na Patricki. Te ostatnie, co prawda, były na mnie za duże, ale i tak bardzo się z nich cieszyłem.
 
Ciągoty do strzelania bramek
 
Jako młodemu chłopakowi imponował mi napastnik reprezentacji Niemiec Jürgen Klinsmann. Marzyłem, że kiedyś będę strzelał bramki jak on. Może dlatego zawsze na boisku ciągnęło mnie do przodu – byłem zresztą wystawiany przez trenera w środku pola oraz napadzie.
 
„Kędi”
 
Nie było tak, że od razu nazywali mnie „Kędi”. Będąc dzieckiem odznaczałem się jasnymi włosami i miałem pseudonim „Siwy”. Moją aktualną ksywę zawdzięczam mojemu starszemu bratu, który również grał w piłkę. Można powiedzieć, że odziedziczyłem ją po nim.
 
Carbo
 
W 2001 roku ówczesny czwartoligowiec - Carbo Gliwice - zainteresował się moją osobą, a kluby bardzo szybko doszły do porozumienia odnośnie mojego pierwszego transferu. Byłem szczęśliwy, że ta solidna jak na tamte czasy drużyna chciała mieć mnie w swoich szeregach.
W tym klubie spotkało mnie wiele wzruszeń, a także pierwsze życiowe porażki. Te wszystkie przeżycia kształtowały mój charakter.
 
Piast Gliwice po raz pierwszy
 
Kiedy nadeszła propozycja Piasta i zadano mi pytanie czy chcę grać przy z ul. Okrzei, nie wahałem się ani chwili. Pokiwałem tylko potwierdzająco głową – byłem na tak!
Tak się złożyło, że niestety w tym czasie Carbo dopadł  kryzys, wymuszający dodatkowo na mnie zmianę barw.
 
Zagłębie Lubin
 
Zapamiętam ten transfer jako naprawdę „szybki temat”. „Miedziowi” zwrócili na mnie uwagę podczas rundy wiosennej sezonu 2007/08, kiedy w pierwszej lidze rozegrałem kilka bardzo dobrych meczów, m.in. z Turem Turek, w którym wszedłem na boisko w 58 minucie, strzeliłem 2 bramki i wygraliśmy 5:1.  Transfer jednak powodował moje wątpliwości, gdyż nieznana była wtedy przyszłość klubu z Lubina. Zdecydowałem się jednak zagrać w klubie, z którego dzisiejszy etatowy reprezentant Polski Łukasz Piszczek odchodził do Herthy Berlin, jeszcze jako napastnik. W Zagłębiu poznałem bardzo dobrych zawodników takich jak Mateusz Bartczak (Mistrz Polski) czy też Robert Kolendowicz, którzy w tym czasie byli  uznanymi w Polsce piłkarzami. Okres gry w tym klubie był dla mnie dosyć trudny, głównie ze względu na powracające kontuzje mięśnia dwugłowego uda. Grałem rzadziej niż chciałem,  jednak nie poddawałem się.
 
Wielki powrót
 
W 2010 roku  kończył mi się kontrakt z Zagłębiem i z propozycją angażu odezwał się równocześnie Piast i Cracovia, ale z drużyną z Krakowa nie doszedłem do porozumienia. Można powiedzieć, że klub z Gliwic podał mi wtedy rękę i dał możliwość regularnych występów. Bardzo się cieszę, że w poprzednim sezonie mogłem przyczynić się do powrotu do Ekstraklasy. Tytuł króla strzelców I ligi wiele dla mnie znaczy, podobnie jak wszystkie bramki strzelone w tym sezonie na najwyższym szczeblu rozgrywek. Gliwice są moim miastem, są bliskie memu sercu, a gra w piłkę to także moja praca. Po zawieszeniu butów na kołku, chciałbym nadal wiązać życie z Gliwicami i Piastem
 
Młodym adeptom futbolu chciałbym życzyć przede wszystkim wytrwałości - tego, aby nigdy się nie poddawali. Musicie zawsze wierzyć we własne umiejętności, niezależnie od sytuacji i nawet jak znajdziecie się na zakręcie. Przede wszystkim ciężko pracujcie, aby spełnić swoje marzenia.

Bartosz Otorowski/KG