Marcin Brosz: Ekstraklasa sporo w Gliwicach zmieniła i jeszcze zmieni... (część II)

28
lis

W drugiej części wywiadu, Marcin Brosz tłumaczy, dlaczego Piast dodał kolorytu ekstraklasie, zdradza, którzy trenerzy inspirują go w jego pracy szkoleniowej, a także nakreśla swoją wizję funkcjonowania klubu.
 

Piast jest chwalony za grę "na tak". Ryzykowną, ale ofensywną. O atrakcyjnej dla oka grze gliwiczan mówią eksperci telewizyjni, mówią dziennikarze, zadowoleni są kibice. Jak pan się do tego odnosi?

- Ostatnio słyszałem, że dodaliśmy kolorytu Ekstraklasie. Gra moich zawodników podoba się dużej rzeszy kibiców, nie tylko z Gliwic, i my zdajemy sobie z tego sprawę. (Marcin Brosz przerywa i wskazuje na list, który przypięty jest do tablicy koło biurka trenera) Proszę spojrzeć, to list, który dostaliśmy po tych czterech porażkach z rzędu, które zdarzyły nam się w lidze. Po charakterze pisma widać, że to pisała osoba starsza. Ten pan pisze, żebyśmy się nie zrażali, że gra Piasta jest widowiskowa i pozytywnie rokuje na przyszłość. I takie sygnały, że jest naprawdę dobrze, dochodzą do nas także od młodszych kibiców czy od ludzi, których spotykamy na ulicy spacerując po mieście. Oni mówią otwarcie "taki Piast nas interesuje". Widzimy, że podoba im się to, że gramy do przodu... Taka gra wiąże się jednak z jeszcze czymś. Nasz ofensywny styl, nasze ustawienie sprawia, że najtrudniej gra się linii obrony. Obciążenia na defensywę są ogromne i tak naprawdę przez 90 minut chłopcy z obrony są "pod prądem". Właśnie dlatego tracimy tak wiele bramek i następuje tak duża rotacja w tej formacji. Wciąż bowiem szukamy optymalnego zestawienia zawodników w naszym systemie.

- Kiedyś się grało inaczej. Grało się z dużą asekuracją, z defensywnymi pomocnikami... My dziś mocno polegamy na naszych bokach obrony i ich ofensywnych wejściach. To wiąże się z ciągłą grą jeden na jeden i dużym ryzykiem. Właśnie dlatego tak ciężko znaleźć nam odpowiednich zawodników do gry w obronie. W grupach młodzieżowych nie kładzie się odpowiedniego nacisku na taką grę, bardziej stawia się na to, żeby jedni atakowali, a drudzy bronili. W systemie, który my chcemy prezentować, wszyscy bronią i atakują. Zresztą już w pierwszej lidze widać było nasz styl gry. Tam też traciliśmy sporo goli... ale tam też łatwiej było nam gonić wynik. Tu gramy z elitą - najlepszymi obrońcami w Polsce. Dlatego strzelamy nieco mniej bramek i nieco więcej - zbyt dużo - ich tracimy. Ale to dopiero początkowe mecze w ekstraklasie, więc spokojnie. Z biegiem czasu nasza gra będzie jeszcze lepsza.

Chwalony jest też klub za zachowanie ciągłości pana pracy trenerskiej. Pracuje pan w Gliwicach od czerwca 2010, czyli pół roku dłużej niż w Górniku pracuje Adam Nawałka. Jak dobrze pan zna trenera zabrzan?

- To pan trener Nawałka... Niegdyś genialny piłkarz, pamiętam, że obserwowałem jego grę. Natomiast teraz pokazuje, że był nie tylko wybitnym zawodnikiem, ale jest także trenerem. Swoje doświadczenia boiskowe przeniósł do pracy szkoleniowej. To taki trener, na którym wielu z nas się wzoruje. Nie mówię tylko o pracy trenerskiej, ale o cechach charakteru. Jednak jeśli chodzi o jego pracę trenerską, to już jego wcześniejsze sukcesy, nie tylko te z Górnikiem Zabrze, pokazują, że pan Adam Nawałka jest ogromnym autorytetem i można tylko chwalić tego trenera.

Czyżbym trafił z tym autorytetem? Pytam o trenera Nawałkę z tego względu, że to trener, który właśnie długo pracuje w swoim obecnym klubie, lepiej czuje się w szatni niż przed kamerami, piłkarzy do drużyny dobiera nie tylko ze względu na umiejętności, ale i cechy charakteru... a ponadto nie boi się stawiać na młodzież i lubi atrakcyjny futbol. Gdy spojrzymy na te cechy, to są to również pańskie przymioty.

- Ciężko porównywać do siebie dwóch ludzi... Może i sporo cech, tych które pan wymienił, są zbieżne. Jednak myślę, że i ze znalezieniem różnic pomiędzy panem Nawałką, a mną nie byłoby problemu. Odniosę się jednak jeszcze do pracy pana trenera, który pokazuje, że tylko przez systematyczność można osiągnąć efekty. Nie ukrywam, że patrzymy na to co robi pan Nawałka w perspektywie czasu.

Powiedział pan, że warto się na Adamie Nawałce wzorować. Przejdźmy więc do kolejnej osoby, która dla wielu jest wzorem pracy szkoleniowej. Mam na myśli Jose Mourinho... To kolejny pański autorytet?

- Tak, zdecydowanie tak. Wiem do czego pan zmierza, więc chcę powiedzieć, że składam ukłony w stronę rodziny Dudków, bo to dzięki nim będziemy mieli możliwość pojechać do Madrytu. To trzeba sobie powiedzieć wprost. Odbyć staże można w różnych miejscach, ale jeśli nadarza się okazja pojechania do Realu, to natychmiast trzeba z niej skorzystać. Szansy spędzenia czasu z takim człowiekiem, obserwowania jego pracy, rozmowy - to niebywała okazja. Zresztą chcemy obserwować nie tylko pracę trenera. Będziemy mieli możliwość spotkania się z ludźmi, którzy na co dzień pracują z pierwszym zespołem i z nimi również chcemy porozmawiać. Interesuje nas cały klub, sposób w jaki jest zarządzany, a także  - a może przede wszystkim - młodzież. Mamy wiele pytań i kwestii, na które nie potrafimy odpowiedzieć. Dlatego chcemy przekonać się jak one są rozwiązywane w Hiszpanii. Jedziemy tam w określonym celu i dlatego myślę, że to nie będzie typowy staż. Bardzo się cieszymy na tę okazję.

Przejdźmy do kolejnego klubu. W swojej karierze trenerskiej był pan również na stażu w Liverpoolu i...

- W Dortmundzie. Między innymi na początku tego tygodnia ja także miałem tam się udać, ale poleciał jedynie menedżer klubu, Bogdan Wilk. Nieco żałuję, że mnie tam nie ma, ale najważniejsza jest sytuacja w klubie i mecz z Polonią Warszawa... więc musiałem grzecznie odmówić tego wyjazdu. Jednak kierunek współpracy z Dortmundem istnieje. Trwa ona od pewnego czasu i nie ukrywamy, że liczymy na jeszcze więcej. To klub, na którym również się wzorujemy. Pamiętajmy, że Borussia paręnaście lat temu borykała się z olbrzymimi problemami. A w jakim miejscu jest teraz? To właśnie to, co nazywamy metodą "małych kroków". Myślę, że my w naszej polityce np. transferowej zachowujemy się podobnie. Mamy zaplanowane pewne sprawy na miesiące do przodu. Oczywiście, nie zawsze każdy nasz plan wypala, ale staramy się wybiegać myślami do przodu i realizować nasze projekty. Niekiedy kusi nas żeby wykonać większy krok, ale jest on obarczony zbyt dużym ryzykiem i nie chcemy narażać klubu, który w chwili obecnej jest bardzo stabilny i ma solidne filary. Wolimy więc stawiać małe kroczki i powoli się rozwijać. Nie ukrywamy jednak, że Borussia to klub, z którym mamy dobry kontakt i możemy się od nich wiele nauczyć. Tutaj oczywiście prym także wiedzie temat młodzieży, bo tylu ilu oni mają wychowanków... to mało który klub ma. Dlatego tak wartościowy dla nas był mecz z ich drużyną u-23. Nie myśleliśmy o pierwszej drużynie, bo to wiadomo - inny świat. Ale ten kontakt z ich młodzieżową drużyną, z trenerem, menedżerem, to bardzo ważne rzeczy. Bogdan Wilk również pojechał tam w określonym celu i miejmy nadzieję, że zrobimy kolejny kroczek do przodu. Należy jednak pamiętać, że to wszystko są dalekie perspektywy. Ta praca przyniesie efekty dopiero w najbliższych miesiącach, a może nawet latach. Nie dziś i nie jutro. Musimy się więc do niej dobrze przygotować, bo nie chcemy popełnić żadnych błędów. Kontakty z klubem z Dortmundu będą jednak częstsze i miejmy nadzieję, że za jakiś czas staniemy się partnerem dla Borussi.

Ponownie wspomniał pan o określonych celach, podobnie jak z wyjazdem do Realu, czyli o zarządzaniu klubem, współpracą z młodzieżą i harmonijnym rozwojem... a nie o pomyśle wypożyczenia z Borussi piłkarzy - na przykład rezerw A to podawały media za główny cel wizyty przedstawicieli Piasta w Dortmundzie.

- Nie, absolutnie. To normalne, że ludzie piszą o pewnych sprawach, a nie mają odpowiedniej wiedzy. Tych celów wyjazdu do Dortmundu było parę. Młodzież, baza, infrastruktura i jej wykorzystanie... Współpraca na linii zawodników również znalazła się w obszarze naszych zainteresowań. Nie mówiłbym jednak o wypożyczeniach. To spotkanie jest po prostu konsekwencją meczu, który ostatnio odbył się przy Okrzei. Uznaliśmy, że warto iść w tym kierunku i nawiązać bliższą współpracę.

Chciałbym na chwilę wrócić jeszcze do kibiców, o których powiedział pan, że stoją murem za drużyną, nawet gdy ta przegrywa cztery mecze z rzędu...

- To naprawdę fajne sprawy. Miłe uczucia. Dostaliśmy od kibiców wotum zaufania po meczach w pierwszej lidze. Mieliśmy grać do przodu i staramy się to wykonywać. My w klubie wszyscy wiemy, że łatwo nie jest, bo paru rzeczy nam po prostu brakuje. Na przykład tego doświadczenia, o którym mówiliśmy wcześniej. To przez to tracimy punkty... Ale my się rozwijamy i chcemy iść do przodu. Oczywiście, łatwiej by nam było grać defensywnie, ale pytanie czy to dobry kierunek? Czy to podobałoby się kibicom? Jakie to przyniesie korzyści za dwa lata? My dziś chcemy się utrzymać i przyciągać kibiców na nasze spotkania. To plan na ten rok, który jest bardzo ciężki, ale staramy się go powoli realizować. A dodatkowo, jeśli mówi się o nas dobrze, to bardzo się cieszymy.

Załóżmy więc scenariusz, w którym Piast się utrzymuje z powiedzmy 40 punktami na koncie i zajmuje miejsce w górnej części tabeli. Jaki wtedy postawicie sobie cel na przyszły sezon?

- Życie klubu nie toczy się tylko na boisku, ale także poza nim. Ostatnio akcje klubu nabył prywatny inwestor i myślę, że przyszłość będzie zmieniała się w taki sposób - bardzo dynamiczny. Ciężko jest teraz mówić o takich celach. Wystarczy, że będziemy pamiętać o tym, że klub ewoluuje. Zmienia się jego wizerunek, jest coraz więcej ludzi przychylnych Piastowi. Ekstraklasa w Gliwicach sporo zmieniła, ale zmieni jeszcze więcej. Część ludzi wciąż przygląda się temu klubowi, zastanawia się jaką będzie miał markę... A na to pracuje się miesiącami i latami. Myślę jednak, że osób, które wesprą klub, będzie więcej. To ten kolejny krok, który w Gliwicach musi zostać wykonany. Kolejnym będzie dotarcie do mieszkańców, nie tylko miasta, ale i powiatu. Następnym jest praca z młodzieżą. To ogromne wyzwanie dla klubu i rzecz, która musi zostać zrobiona. Bo dzięki temu Piast nie będzie klubem, który w Ekstraklasie pogra rok czy dwa, ale marką, która na stałe wpisze się w krajobraz tej ligi. Ze stawianiem sobie celów na razie więc poczekajmy.

Cały czas wywołuje pan temat młodzieży.. gdy ostatnio rozmawialiśmy dłużej - co miało miejsce parę miesięcy temu - wspominał pan wówczas o pomyśle piłkarskiej akademii. Co od tego czasu zmieniło się w tej kwestii? Czy sprawa ruszyła się do przodu?

-Poszła do przodu. To kolejna rzecz, która nie dzieje od razu, że my mówimy "pracujemy z młodzieżą" i zaczynamy...

Ale ja pytam o konkretne pomysły, o struktury.

- Aby rozmawiać o akademii musimy spełnić trzy wymogi. Mam na myśli grunt, budżet oraz osoba, która będzie firmowała swoja twarzą całe to przedsięwzięcie. Dopóki nie rozwiążemy tych trzech kwestii to nie możemy mówić o konkretach.

Dwa z trzech postawionych przez pana wymogów zależne są od miasta.

- Miasto jest najważniejsze, to ono być fundamentem i podstawą akademi... ale także i łącznikiem z klubem i mieszkańcami. To wszystko musi być ze sobą powiązane. Ponadto, ten projekt to ma być "coś". To nie może być jedno boisko, ale kompleks. Szukamy więc odpowiedniego miejsca. Mamy trzy-cztery lokalizacje, które bierzemy pod uwagę. Potrzebujemy także budżetu, a on łączy się z tymi przychylnymi klubowi ludźmi, którzy pomogli Piastowi i młodzieży. Szukamy także kogoś, kto będzie mecenasem i promotorem tej akademii. Cały proces szkolenia, o którym mówiłem wcześniej, jest bardzo ważny, ale musimy spełnić te wymogi. Temat cały czas się rozwija, to naprawdę nie jest tak, że nic nie robimy. My także szkolimy swoich trenerów. To dobrzy fachowcy, ale oni muszą się ciągle rozwijać i szkolić. Myślę jednak, że akademia w końcu ruszy. Na razie jest z nią tak, jak było ze stadionem. Na razie sprawa jest w powijakach, rozwiązujemy papierkowe problemy, ale jak już ruszy, to pójdzie bardzo szybko. To delikatna, ale i długotrwała kwestia. Głęboko jednak wierze w jej pozytywne rozwiązanie.

Aż taki problem jest ze znalezieniem tego człowieka, który swoją twarzą promowałby szkolenie w akademii i idee z nią związane? Przecież nie należy szukać daleko - jest Jerzy Dudek, który pochodzi z Knurowa, a o którym mówiło się, że chce zaangażować się w podobny projekt.

- To nie jest pytanie do mnie, to pytanie do pana Jurka Dudka.

 

Rozmawiał Maciej Smolewski/sportslaski.pl