Marcin Brosz: Boiskowe cwaniactwo? Wolę postawić na futbol (część I)

27
lis

W obszernym wywiadzie, udzielonym serwisu sportslaski.pl, Marcin Brosz opowiedział o tym, że jego drużyna wciąż "uczy się" ekstraklasy, nakreślił swoją wizję futbolu, a także skomentował sytuację z Fernando Cuerdą.
 

Co Pan powiedział w szatni po meczu z Koroną Kielce?
 

- Powiedziałem, że mecz będziemy dopiero analizować i na gorąco ciężko jest coś powiedzieć i wyciągać wnioski. To co do zawodników dociera, to analiza. Owszem, popełniliśmy w tym spotkaniu dużo błędów, które nie powinny nam się zdarzyć, dlatego tak wysoko przegraliśmy ten mecz. Zawodnicy jednak o tym wiedzą, emocje już powoli opadają, a teraz po analizie będzie już dokładnie wiadomo co robiliśmy źle.
 

Tym bardziej, że tych błędów nie było mało...
 

- Bywają takie spotkania, w których nie wychodzi nic. Mówię tu o grze, zmianach... wszystkim, czego się nie dotkniemy. Takie mecze zdarzają się rzadko, ale one mają miejsce. Uważam, że mecz z Koroną był jednym z gatunku właśnie takich, których nie mogliśmy wygrać. W Kielcach zbyt wiele rzeczy ułożyło się nie po naszej myśli. Myślę, że kluczowe były gole, które traciliśmy, czyli w drugiej minucie pierwszej połowy i w tej samej minucie drugiej części gry. To były ciosy, po których ciężko było nam się podnieść. Tym bardziej, że graliśmy na wyjeździe. Próbowaliśmy jednak narzucać swój styl gry. Jednak za każdym razem, gdy to robiliśmy - dostawaliśmy bramkę. To w tym wszystkim było najważniejsze, że w kluczowych momentach to Korona dyktowała warunki, a my nie potrafiliśmy się przeciwstawić.
 

A czy zgodzi się pan z taką tezą, że Piastowi trudniej gra się z przeciwnikami, którzy futbol stawiają niekoniecznie na pierwszym miejscu. Mam na myśli to, że na przykład piłkarze Korony długimi momentami nie byli skupieni na grze w piłkę, a na prowokowaniu, wymuszaniu fauli... to samo można powiedzieć o spotkaniu z Widzewem, który wygrał z wami, choć - kto widział ten mecz, to wie - że nie powinien.
 

- My dopiero zbieramy doświadczenia z ekstraklasowych boisk. Im więcej ich będziemy mieć, im więcej będzie tych analiz, tym lepiej będziemy w stanie się przygotować do kolejnych spotkań. Taki mecz jak z Koroną jeszcze nam się nie zdarzył. Owszem, mieliśmy informacje o kielczanach, próbowaliśmy się do tego spotkania przygotować... ale widocznie zrobiliśmy zbyt mało. Ale zauważam to, na co zwrócił pan uwagę. Bywają spotkania, w których piłka nożna nie stoi na pierwszym miejscu i z jednej strony zgadzam się z tą tezą, ale z drugiej - daleki jestem od tłumaczenia się tym po przegranych spotkaniach. W tym składzie osobowym, w którym gramy teraz, rozegraliśmy dopiero 13 spotkań w Ekstraklasie i to też ma wpływ na nasze wyniki. Coś jednak w tym jest, że trudniej gra nam się z takimi drużynami jak Korona niż z ekipami, które grają piłkę kombinacyjną. Na ostateczne wnioski jednak dopiero przyjdzie czas. Taką głęboko analizę przeprowadzimy dopiero po spotkaniach z Polonią Warszawa i GKS-em Bełchatów, czyli drużynami z dwóch biegunów tabeli, z którymi przyjdzie nam się mierzyć w najbliższym czasie.
 

Powiedziałem o tym w odniesieniu do spotkania przede wszystkim z Legią Warszawa, który był świetnym widowiskiem...
 

- Ale też przegraliśmy ten mecz.
 

To prawda, ale nie byliście na boisku tak bezradni jak w meczu z Koroną. Mam jednak na myśli co innego - gdybyście na przykład w spotkaniu z Legią zaczęli grać na czas, próbować go kraść kładąc się na boisku, przeciągając wykonanie stałych fragmentów gry... po prostu zachowywać się cwaniacko - prawdopodobnie wygralibyście to spotkanie. Punkt z Warszawy wywieźlibyście jednak na pewno.
 

- My na pewno nie będziemy uczyć takich zachowań piłkarzy Piasta. Nie możemy tego wymagać od zawodników. Widzimy w jakim kierunku rozwija się europejska piłka. Obserwujemy jak szybka i ofensywna jest gra w tych najlepszych ligach. Do tego chcemy się zbliżać. Dlatego my, sztab trenerski, nie będziemy uczyć piłkarzy cwaniackich zachowań. Nasi chłopcy mają grać twardo, ale fair play. Ten element gry, o którym pan wspomniał, nie wchodzi w zakres moich obowiązków. Absolutnie nie zgadzamy się z taką grą i jesteśmy jej przeciwni.
 

W porządku, zostawmy to. Choć pewnie przegrane przez Piasta spotkania w tym sezonie wyglądałyby inaczej jeszcze z jednego powodu - gdyby nie prześladował was ten pech kontuzji. Łatwiej byłoby grać na przykład z Koroną, gdyby w środku pola zagrał Alvaro Jurao albo Rudolf Urban... Z Lechem Poznań być może nie byłoby "rzezi", gdyby zdrowy był na przykład Wojtek Lisowski. Te przykłady można mnożyć.
 

- Pewnie, że byłoby łatwiej. Kontuzje i choroby są jednak wliczone w nasz zawód, dlatego kadry są ponad dwudziestoosobowe. To jest sport, takie rzeczy się zdarzają. Daleki jestem od narzekania na sytuację kadrową. Zresztą nasi rywale również borykają się z takimi problemami. Jedyne co możemy robić, to starać się, aby tych urazów było jak najmniej. Ale faktycznie, brakuje nam i Alvaro, brakuje nam "Rudiego", który był ważna częścią zespołu. Nie możemy skorzystać z Jakuba Świerczoka, na którego bardzo liczyliśmy. Wojtek Lisowski także był bardzo silnym punktem Piasta w I lidze. Trochę jest tych kontuzji. Jednak urazy jednych zawodników są szansą dla drugich, którzy mogą wskoczyć. Dlatego tak ważna jest szeroka i wyrównana kadra.
 

Pan, wraz z członkami sztabu szkoleniowego, kompletował tą kadrę długo. Mam na myśli to, że tacy zawodnicy jak Jan Polak czy El Mehdi Sidqy dołączyli do drużyny już w trakcje trwania sezonu. Ten pierwszy zresztą właściwie trzy dni po przyjściu do Piasta zagrał w pierwszym składzie. Reszta drużyny nie miała do pana pretensji o te decyzje?
 

- To nie jest tak, że my wzięliśmy tych piłkarzy z doskoku. My w pierwszej lidze, pomimo wywalczenia awansu, straciliśmy prawie najwięcej bramek. Gdy przeanalizowaliśmy jak te bramki wpadały, w jaki sposób, okazało się, że najczęściej traciliśmy je po błędach w strefie, w której współpracowali ze sobą środkowi obrońcy. Takich zawodników więc szukaliśmy latem, to można zaobserwować po ilości graczy, której się przyglądaliśmy. Mieliśmy świadomość, że naszym priorytetem jest wzmocnienie obrony. Mam na myśli także boki defensywy, na które najszybciej udało nam się ściągnąć zawodników. Do drużyny dołączyli bowiem Damian Zbozień i Paweł Oleksy. Z tym środkiem obrony, jej centralnym punktem, mieliśmy jednak problem. Do gry w Piaście pretendowało kilkunastu zawodników. W końcu zdecydowaliśmy się na Polaka. Przede wszystkim dlatego, że występował w najlepszym klubie, grał w nim systematycznie, i przede wszystkim - ma 23 lata, a to czyni go zawodnikiem perspektywicznym. Decydując się na niego wiedzieliśmy, że nie będzie tylko dodatkiem do tej drużyny, ale jej ważną częścią. Właśnie dlatego postawiliśmy na niego od samego początku.
 

A słyszał Pan co powiedział bodajże "Przeglądowi Sportowemu" Mateusz Bodzioch? Przyznał on, że przed meczem trener Ojrzyński uznał Fernando Cuerdę i Polaka za najsłabsze ogniwa drużyny i zalecił grę na nich.

- Nie, nie czytałem tego artykułu. Piłkarze Korony mieli na nich grać i ich prowokować?
 

Tak zrozumiałem te słowa. Zresztą zachowanie Macieja Korzyma i jego kolegów ze starć z Cuerdą chyba mówi wszystko. A faktem jest to, że Hiszpan presji nie wytrzymał, natomiast Polak popełniał błąd za błędem..
 

- My naprawdę dalecy jesteśmy od przeprowadzania takich odpraw. Trzeba grać fair, a przede wszystkim skupić się na piłce. Nie mnie analizować drużynę z Kielc. Przegraliśmy z nimi, to wszystko.

 

Ale pretensje do Cuerdy są?
 

- Pretensje mamy wszyscy do siebie. To nie jest tak, że mecz przegrywa jeden piłkarz. Z Koroną przegrało osiemnastu piłkarzy i trenerzy, którzy przygotowywali ich do tego spotkania. Mecz przegrał Piast. Absolutnie nigdy nie jest tak, że winny jest jeden zawodnik. Na zdobywanie lub tracenie goli wpływa wiele czynników. Dlatego z Polonią Warszawa też będziemy drużyną, lecz jako drużyna chcemy zwyciężyć.
 

Proszę mi wybaczyć, ale nie odpuszczę tematu Cuerdy. Przeprowadziliście z nim wychowawczą pogadankę? To, że puszczają mu nerwy, nie dzieje się już pierwszy raz. W spotkaniu z Ruchem Chorzów - nie ważne, czy czerwona kartka była pokazana mu zbyt pochopnie, czy nie - też mieliśmy ciekawe obrazki z nim w roli głównej...
 

- Fernando to południowiec, chłopak z Sevilli. W jego żyłach płynie gorąca hiszpańska krew. Wszyscy wiemy jakie temperamenty mają ludzie z Półwyspu Iberyjskiego. Czasami jest nam trudno zrozumieć ich zachowania, bo my - jako nacja- reagujemy inaczej. Przecież nie jest tak, że nasi Hiszpanie chcą nam zaszkodzić swoja grą. Oni bardzo chcą wygrać i gdy są w ferworze walki to dzieją się różne rzeczy. Oczywiście, oni grają teraz w Polsce i muszą się dostosować do naszej ligi. My próbujemy ich tego nauczyć... Owszem, wydawało nam się, że ten proces będzie nieco krótszy, ale jak pokazał mecz z Koroną - ten proces jeszcze trochę potrwa. Chcę jednak podkreślić, że wszyscy stoimy za nim murem i Fernando jest bardzo ważnym zawodnikiem Piasta. Chcemy, żeby ten chłopak dalej się u nas rozwijał i będziemy mu w tym pomagać.
 

- Natomiast odniosę się jeszcze do gry "na kogoś". To nie są metody, które mi się podobają. Nie wiem czy piłka powinna iść w takim kierunku, w którym liczyło się będzie sprowokowanie kogoś, a nie ofensywna gra. Dla mnie piłka to gra jedenastu na jedenastu, w której zwycięża zespół lepszy.
 

 Mimo wszystko, te 18 punktów, które ugraliście w 13 spotkaniach, to dobry wynik.
 

- Szczerze mówiąc, nie liczę jakoś tych punktów, nie oglądam codziennie tabeli. Staram się patrzeć na to co będzie, a nie co było. Teraz czeka nas mecz z Polonią Warszawa, w którym chcemy pokazać dobrą, ofensywną grę. Chcemy żeby mieszkańcy Gliwic byli z nas zadowoleni. Dlatego nie kalkulując, ale i nie powielając błędów z Korony, zagramy w tym meczu u trzy punkty. Na rozliczenia i analizy przyjdzie czas za dwa tygodnie. Wtedy i my przeanalizujemy swój dorobek, ale także i prezesi, dziennikarze oraz - co oczywiste - kibice.
 

Nie chce pan podsumowywać, ale wspomina o planie ofensywnej gry przeciwko Polonii. Jeśli tak rzeczywiście będzie, to spotkanie ze stołeczną drużyną zapowiada się ciekawie. Oni też preferują futbol atrakcyjny dla oka.
 

- Polonia walczy o mistrzostwo Polski i - w pewnym sensie - dyktuje warunki w górze tabeli. Oni nie tylko dobrze grają w piłkę, ale i promują bardzo ciekawych piłkarzy, którymi zainteresowane są nie tylko kluby z Polski, ale i Europy. Biorąc to pod uwagę - zapowiada się ciekawe widowisko. Mało tego, nie wyobrażam sobie innego, bo faktem jest, że Polonia również nie kalkuluje i dobrze czuje się w grze "z przodu". To, że "Czarne Koszule" są od nas wyżej w tabeli i zdobywają więcej bramek, wcale nie znaczy, że są faworytem tego spotkania. Jesteśmy w stanie się im przeciwstawić, mamy odpowiednie umiejętności, a patrząc na potężną siłę ofensywną obu zespołów - mecz zapowiada się bardzo ciekawie. Bez dwóch zdań.
 

I bez dwóch zdań może pan zalecić swoim obrońcom ostrą grę we własnym polu karnym. Polak czy Cuerda nie muszą się bać sprokurowania rzutów karnych, bo Poloniści i tak ich nie wykorzystują...
 

- Miejmy nadzieję, że żaden rzut karny dla Polonii nie będzie miał miejsca... a jeśli tak się zdarzy - to podtrzymają swoją "czarną" serię (śmiech). My jednak zrobimy wszystko, żeby strzelić o jednego gola więcej od warszawiaków.

Maciej Smolewski/sportslaski.pl



Jutro druga część wywiadu