Mandrysz: Awans z Piastem? Jeden z najlepszych dni w moim życiu

18
lip
Siedem lat temu Piast po raz pierwszy awansował do Ekstraklasy. Historyczna promocję uzyskała drużyna, której trenerem był Piotr Mandrysz - aktualnie szkoleniowiec zespołu z Niecieczy. Beniaminek będzie pierwszym rywalem Piasta w nowym sezonie.
 
W 2008 roku otworzył Pan Piastowi drzwi do Ekstraklasy. Co dziś dla Pana znaczy tamten awans?
- Bardzo się cieszę z tego dokonania. Mimo że pracowałem w klubie stosunkowo krótko, bo zaledwie rok, to wiele on dla mnie znaczy. Piast miał wtedy łatkę wiecznego drugoligowca (obecna I, dawna II liga), a nam już po roku udało się po raz pierwszy wprowadzić go do Ekstraklasy. Spekulowano wtedy, że Piast nie jest zainteresowany grą wśród najlepszych, a my zadaliśmy temu kłam. Ten awans to wspaniała sprawa dla historii klubu i nas samych. Warto podkreślić, że to dzięki tamtemu osiągnięciu powstał w Gliwicach nowy stadion, gdyż w tych okolicznościach była to absolutna konieczność. Mam więc swoją cząstkę zasługi w budowie tego nowoczesnego i funkcjonalnego obiektu.
 
 
Wróćmy jeszcze na chwilę do tamtego pięknego dnia, czyli 24 maja 2008 roku. Mecz Polonią i zwycięska bramka Piotra Petasza. Co się wtedy działo?
- Wspominam to jako jeden z najlepszych dni w moim życiu. Jechaliśmy do Warszawy w nie najlepszych nastrojach, po porażce z GKS-em Jastrzębie w przedostatniej kolejce. Aby zakwalifikować się do baraży, musieliśmy nie tylko wygrać, ale liczyć na pozytywne dla nas układy wyników w innych spotkaniach. Zatem maksimum, w które celowaliśmy, to były mecze barażowe o Ekstraklasę. Nawet po wygranej z Polonią, idąc na konferencję pomeczową, byłem przekonany, że zagramy w dwumeczu o Ekstraklasę... ale otrzymaliśmy telefon z PZPN, że mamy upragniony awans! Byliśmy niezmiernie szczęśliwi, do Gliwic w drodze powrotnej panowała euforia, za to co się stało później...
 
Co takiego?
- Nasz autobus pojechał prosto na gliwicki rynek, przejeżdżając ulicą Zwycięstwa. Tam czekało na nas tyle ludzi, ilu w najpiękniejszych snach nie ośmieliłbym się spodziewać! Powitanie było nieprawdopodobne. Zamiast wyjść spokojnie z autobusu, zostałem z niego wyciągnięty przez wniebowziętych kibiców i zaniesiony na ich rękach na rynek. Utonęliśmy w gąszczu fanów przy fontannie z Neptunem. To było coś, czego nigdy wcześniej nie przeżyłem - spontaniczna, cudowna radość w całym mieście.
 
 
Przeżywał Pan także promocje z innymi drużynami. Nazywany jest Pan "specjalistą od awansów". Piast, RKS Radomsko, Pogoń Szczecin, czy choćby ostatni, z Termaliką. Jak Pan to robi?
- Cóż, ze statystyką trudno polemizować. Udało się odnieść taki sukces w sumie z sześcioma klubami, więc będzie ciężko uciec od takiego miana. Każdy z nich jest miły. Pierwszy, najbardziej satysfakcjonujący, miał miejsce w Radomsku, kiedy byłem grającym trenerem. Jednakże takie "dziewicze" promocje jak z Piastem i obecnie z Termaliką, wpisują się na stałe w historię klubu. Każde z tych osiągnięć przychodziło po ciężkiej walce, musieliśmy się mierzyć z wieloma przeciwnościami. Z Piastem jego losy ważyły się najdłużej, bo do ostatniej kolejki. To było chyba najtrudniejsze. Wiem, że nazywają mnie specjalistą od awansów, jednak wolę skupiać się na pracy, niż zastanawiać się nad takimi określeniami. Mimo że jest to przyjemność, to - może to dziwnie zabrzmi - nie chciałbym po raz kolejny musieć "robić" awansu.

Wróćmy do Piasta Gliwice. Czego Pan życzy klubowi na siedemdziesięciolecie istnienia?  
- Chciałbym, aby kolejny jubileusz, osiemdziesięciolecie klubu, był również tak pięknym i dużym wydarzeniem jak tegoroczny, na którym miałem przyjemność się pojawić. Życzyłbym, aby klub nadal się rozwijał i szedł do przodu, bo miasto Gliwice na to zasługuje.
 
Za chwile mecz z Piastem w pierwszej kolejce sezonu. Jakie ma Pan przed nim oczekiwania?
- To historyczny mecz dla Termaliki w Ekstraklasie. Chciałoby się jakiegoś happy endu, ale zdajemy sobie sprawę, że każda drużyna będzie wychodziła na boisko myśląc: "z kim mamy wygrać, jak nie z Niecieczą?" A my będziemy się starać krzyżować im plany, dlatego odpowiedź jest prosta - liczę na punkty na inaugurację, bo później czekają nas piekielnie ciężkie mecze z drużynami grającymi w pucharach. Naszym celem jest zadomowić się wśród najlepszych dłużej niż rok. Dalej nie wybiegam w przyszłość, wszak mój kontrakt wygasa po tym sezonie. 
 
To nie będzie Pana pierwsza wizyta na nowym stadionie przy Okrzei, był Pan już widziany na meczach Piasta. Jakie są Pana dotychczasowe wrażenia?
- Muszę przyznać, że bardzo chętnie przyjeżdżam na Piasta, ponieważ jestem tutaj mile przyjmowany. Kibice i działacze mnie pamiętają i jest to pozytywnie odczuwalne. W Gliwicach gościłem wielokrotnie, przyjeżdżam tu często. Inauguracyjny mecz na nowym obiekcie, przy komplecie publiczności z Wisłą Płock, czy decydujące o awansie spotkanie z Zawiszą w 2012 roku, to pierwsze z brzegu przykłady. Tym razem jednak będę u Was nie w roli kibica, ale trenera przeciwnej drużyny.
 
Razem z Panem i drużyną z Niecieczy, prawdopodobnie przyjedzie Wojciech Kędziora, który właśnie podpisał kontrakt z beniaminkiem.
- Wojtek podpisał kontrakt na rok, ale to nie znaczy, że jest już tak przygotowany, aby zagrać w najbliższym spotkaniu. Decyzja zostanie podjęta w sobotę, bo na razie odbył tylko kilka treningów z pierwszą drużyną. Szukaliśmy piłkarza doświadczonego, silnego, wysokiego i umiejącego grać tyłem do bramki rywala. Wojtek wpisuje się w te wymagania. Ponadto znam go dobrze z czasów pracy w Piaście. Mam nadzieję, że otrzymany kredyt zaufania spłaci dobrą grą. Chciałbym, aby kibice w Gliwicach przyjęli go brawami, bo na pewno na to zasługuje za postawę, którą prezentował podczas gry dla Piasta.  W poniedziałek spotka się zespół, który prowadziłem z moją aktualną drużyną. Dziś - razem z Wojtkiem - jesteśmy po drugiej stronie barykady, ale mam nadzieję, że kibice z Okrzei będą pamiętali o pracy, która kiedyś dla nich kiedyś wykonaliśmy.

Biuro Prasowe
GKS Piast S.A.