Horvath: Moją specjalnością są stałe fragmenty gry

09
lip

Csaba Horvath to słowacki reprezentant kraju, który na co dzień dba o to, aby defensywa Piasta traciła jak najmniej bramek. Doświadczony i waleczny obrońca pokazał się w tym sezonie również jako skuteczny egzekutor - ma na swoim już trzy strzelone bramki. W rozmowie z nami opowiada o swoich węgierskich korzeniach, sukcesach słowackich drużyn w eliminacjach Ligi Mistrzów i pobycie w Gliwicach.
 
Co powinniśmy wiedzieć o słowackiej piłce nożnej? 
W 1993 roku po rozpadzie Czechosłowacji było bardzo ciężko. Wszystko co najlepsze w naszej piłce znalazło się za czeską granicą. Piłkarze, stadiony, kluby. My musieliśmy właściwie zaczynać, budować od zera.  Dlatego Czechom na początku było łatwiej i czego potwierdzeniem była złota era w ich historii czeskiego futbolu - rok 1996, kiedy pokolenie Pavel Nedvěd, Karel Poborský i spółka zdobyli wicemistrzostwo Europy. Słowacy mieli znacznie trudniej, choć muszę podkreślić, że między obydwoma narodami nie ma jakichś animozji z tego powodu - to rozstanie nastąpiło bardzo pokojowo.
 
A jak jest obecnie w Waszej piłce?
Mamy dobrą kadrę. Kluby rozwijają się zarówno sportowo jak i organizacyjnie. Na Tehelnym Polu w Bratysławie rośnie wspaniały kompleks ze stadionem  Slovanu w roli głównej. Z powodu sprzedaży praw do transmisji nasza liga nie ma może jeszcze takich pieniędzy jak T-Mobile Ekstraklasa czy Gambrinus Liga w Czechach, ale z każdym rokiem jest lepiej.  Reprezentacja też jest coraz mocniejsza. 
 
  
W 2010 roku udało się Słowakom nie tylko zagrać na Mistrzostwach Świata w RPA  ale także wyjść z grupy podczas finałowego turnieju. Polscy piłkarze musieli obejść się ze smakiem i oglądali te zmagania w domu.
Awans do Mundialu i udany występ niewątpliwie był historycznym sukcesem naszej kadry. Nikt na na nas nie liczył, a najpierw wygraliśmy ciężką grupę, w której mieliśmy Polskę, Czechy i Słowenię. Specyficzne było to, że kluczowe dla awansu do Afryki zwycięstwo w odnieśliśmy na zaśnieżonym stadionie w Chorzowie.
Na mistrzostwa jechaliśmy w roli kopciuszka. Znowu nikt na nas nie stawiał, a jednak wyszliśmy z grupy bijąc m.in. znakomitą reprezentację Włoch. Zatrzymała nas dopiero Holandia, która w tamtym turnieju doszła aż do finału. 
 
Dlaczego do kolejnych dwóch wielkich turniejów nie udało się już zakwalifikować?
Sukces w Afryce nie został do końca wykorzystany. Trenerem reprezentacji nie jest już Vladimir Weiss, który zbudował te drużynę. To głównie jemu, oprócz piłkarzom przypisywany jest ten historyczny wynik. Tak naprawdę nigdy nie został właściwie doceniony w kraju, choć odnosił również inne sukcesy. Ostatnie eliminacje były nieudane, do Brazylii nie jedziemy. Ale już jesienią kolejna szansa. Aktualnie mamy naprawdę świetnych zawodników jak Marek Hamsik, ale może brakuje takiego napastnika jak Robert Lewandowski. Nie mniej jednak kadra jest ciekawa. Z całą pewnością ma szanse na awans do Mistrzostw Europy we Francji, choć nasza grupa eliminacyjna do łatwych nie należy.
 
 
Ty także zagrałeś w kadrze, w czasie wspomnianych, zwycięskich eliminacji. 
Samo powołanie było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Grałem wtedy w Holandii, w drużynie ADO Den Haag. Pewnego dnia dzwoni do mnie kierownik drużyny reprezentacji Słowacji i mówi "mam do Ciebie sprawę Csaba" .Początkowo nie wiedziałem o co mu chodzi, ale kiedy w końcu mnie poinformował o powołaniu, byłem bardzo szczęśliwy. Wszystko działo się tak szybko, mecz z Islandią był w sobotę a był środek tygodnia, czekały mnie loty na Słowację, stamtąd już z drużyną do Islandii. 
 
Jakie to uczucie grać dla kadry swego kraju?
Przede wszystkim byłem w dużym szoku, ale przyniosło mi to wiele dumy i radości. Każdy piłkarz całe życie czeka na powołanie, zostawia masę zdrowia na boisku i tylko nielicznym udaje mu się ukoronować swoją karierę grą w reprezentacji swojego kraju. Osobiście traktowałem to jako docenienie mojej pracy i mobilizacja do dalszego rozwoju. W kadrze nie gra się dla pieniędzy, jest oczywiście jakaś premia za start, ale tam się liczy coś innego - gra dla swojej ojczyzny. Mecz z Islandią, który zremisowaliśmy 1:1 zapamiętam na całe życie, a na pamiątkę zabrałem sobie koszulkę. 
 
Żałujesz, że skończyło się tylko na jednym meczu i jeszcze dwóch powołaniach?
Oczywiście, szkoda, że zagrałem tylko w jednym spotkaniu, ale ówczesna para środkowych obrońców była nie do wygryzienia. Trochę też żałowałem, że swój występ odnotowałem przy cudzej publiczności, bo graliśmy na wyjeździe, ale i tak jestem bardzo zadowolony. Czy możliwy jest jeszcze powrót do reprezentacji? Mam już 32 lata, więc chyba już na to za późno, choć czuję się dobrze aby rywalizować z najlepszymi słowackimi obrońcami. A trzeba przyznać, że konkurencja jest znaczna. 
 
 
Masz węgierskie korzenie, nie chciałbyś grać dla kadry tego kraju?
Urodziłem sie w  Dunajskiej Stredzie - mieście, w którym większość mieszkańców to Węgrzy. Jeszcze na początku XX wieku miasto to znajdowało się  na terytorium tego kraju. W latach dwudziestych granice przesunięto i moje miasto znalazło się na Słowacji, ale ludność została. Dlatego moi przodkowie to Węgrzy, a Csaba to typowo węgierskie imię, choć jestem obywatelem Słowacji. Moi rodzice mówią między sobą po węgiersku i ja także to robię. Czuję się bardziej Węgrem ale nie chciałbym mieszkać w tym kraju, zresztą po co? Kiedy idę do sklepu, na ulicy wszyscy mówią w tym języku. Nie chciałbym grać w węgierskiej kadrze. Tak jest dobrze.
 
  
 
Jak porównasz poziom piłki nożnej  na Słowacji, Węgrzech i w Czechach?  
Na pewno na Węgrzech nie jest lepiej niż na Słowacji. Może nie ma jakiejś większej różnicy poziomów, ale w sposobie gry już tak. Tam  starają się grać bardziej technicznie. Za to piłka w Czechach jest znacznie lepiej rozwinięta - są stadiony, sukcesy, kadra od wspomnianego 1996 roku jest bardzo dobrą drużyną. Również sama liga i drużyny klubowe jak Sparta Praga są daleko z prozdu. W Czechach również jest inna kultura futbolu. 
 
 Awans na mundial do RPA to nie jedyny sukces, jaki słowacka piłka zgotowała swoim fanom. Podczas gdy my czekamy 17 lat na awans do elitarnych rozgrywek Ligi Mistrzów, sztuki tej dokonały aż trzy słowackie drużyny.
Tak,  MŠK Żylina, Artmedia Bratysława i FC Koszyce zrobiły to, o czym marzą od wielu lat takie kluby jak Wisła Kraków i Legia Warszawa. Jak to się udało? Pieniądze? Nie jest ich aż tyle jak w Polsce. O awansie Artmedii zadecydowała moim zdaniem osoba trenera Vladimíra Weissa. Autor sukcesu reprezentacji wcześniej doprowadził tę drużynę do fazy grupowej Ligi Mistrzów - widocznie ma jakiś patent. Szkoda, że nie został doceniony w kraju i aktualnie jest trenerem w  kazachskim zespole Kajrat Ałmaty. Jeżeli chodzi o wspomnianą Artmedię, to niestety zespół został rozwiązany a większość zawodników przeszło do Slovana Bratysława.

 
Słowacy mają gracza Napoli - Marka Hamsika, Polacy za to mają Roberta Lewandowskiego.
Dokładnie. Choć nie potrafię zrozumieć dlaczego tak często poddawany jest krytyce kiedy gra dla Polski. W Holandii jest nie do pomyślenia aby swojego piłkarza dziennikarze i kibice tak oceniali. Moim zdaniem to świetny piłkarz i robi Polsce i polskiej piłce wspaniałą reklamę. Powinno się takie osoby szanować - podobnie u nas traktowany był wspomniany trener Weiss i możliwe, że właśnie dlatego wybrał ofertę z zagranicy. 
 
Jak Wy Słowacy widzicie Polskę?
Wielu Polska kojarzy się z olbrzymimi giełdami i targowiskami, gdzie od lat przyjeżdżają na zakupy. W Lubinie wokół stadionu co sobotę odbywała się taka giełda, gdzie można było kupić wszystko, nie było rzeczy nie do zdobycia. Turystyka do Polski? Jako miejsce odpoczynku rzadko wybieramy Wasz kraj i Wasze wybrzeże. Do Chorwacji jest podobna odległość ale pogoda za to znacznie pewniejsza, choć wraz ze wzrostem jakości infrastruktury drogowej Słowacy podróżują chętnie także po swoim kraju, zwłaszcza w Tatry. 
 
Lubisz Gliwice?
Tak. Porównując z Lubinem to zupełnie inne miasto. Tam było bardzo spokojnie, a tutaj jest znacznie więcej możliwości. Gliwice są ładne, duże i jest tutaj co robić. Śmiało mogę je porównać do Bratysławy. Wybrałem mieszkanie w centrum, bo spodobała mi się starówka. Mimo, że mieszkam niedaleko rynku, to nie odczuwam dyskomfortu z powodu hałasu lub braku miejsc do parkowania. I cieszę się, że jak jestem na zgrupowaniach, to żona z córką ma wszędzie blisko i nie musi brać samochodu.
 
O właśnie, dlaczego, kiedy wśród piłkarzy panuje moda na Audi, Porsche, czy BMW, ty wybrałeś Hondę?
Grając w Holandii klub miał podpisaną umowę z tą firmą i otrzymałem służbowego SUV-a - model CRV. Bardzo mi się spodobało to auto, więc jak wróciłem z Hagi postanowiłem kupić sobie taki sam samochód. Dodatkowym atutem przemawiającym za dużym autem było powiększenie się rodziny i kwestia bezpieczeństwa. Dlaczego nie wybrałem Skody jak wielu Słowaków? Bo czuję się bardziej Węgrem (śmiech). 
Co jeszcze, oprócz pomysłu na zakup auta dał Ci pobyt w Holandii?
Poznałem nową ligę. Bardzo ciekawa, ofensywna i grająca techniczną piłkę Eredivisie to na pewno dobra opcja dla każdego piłkarza. Holendrzy bardzo lubią atakować, wolą zakończyć mecz remisem 4:4 niż 0:0. Sama gra przeciwko słynnemu Ajaxowi czy Feyenerodowi jest czystą przyjemnością i niezapomnianym przeżyciem. W ADO Den Haag grałem przez dwa sezony i sporo się tam nauczyłem. 
 
A słynne holenderskie tulipany?
Holandia to bardzo ładny kraj. Czysty i przyjemny. Najbardziej popularnym środkiem transportu jest tam oczywiście rower. W życiu nie widziałem tyle tych pojazdów  w jednym miejscu. Cały czas mam w głowie obrazek zasypanych rowerami w jednym kolorze parkingów.  A wspomniane tulipany to niewątpliwie symbol tego kraju. Nie jestem co prawda zwolennikiem tych kwiatów, ale kiedyś w maju miałem możliwość zwiedzania Keukenhof - największy w europie ogród z tymi kwiatami. Wygląda to niesamowicie - niczym w bajce.
 
 
Jak na obrońcę, całkiem dobrze radzisz sobie pod bramką rywali - w tym sezonie strzeliłeś dla Piasta już trzy gole, a w Den Haag zaliczyłeś trafienie w debiucie.
No cóż, mogę tylko się cieszyć z tego, że oprócz bronienia czasem udaje mi się coś stworzyć w ataku. Moją specjalnością są stałe fragmenty gry - radzę sobie z grą głową. W Holandii w pierwszym meczu dość szybko straciliśmy gola po głupim błędzie. Pomyślałem sobie "no to piękny debiut", ale chwilę potem strzeliłem wyrównującą bramkę. Stałe fragmenty gry w piłce nożnej mogą robić dużą różnicę. I także mogą dać szansę  obrońcom na strzelenie bramki. Każdy nad tym pracuje lecz nie każdemu to wychodzi. Mi udało się strzelić dla Piasta w meczu z Widzewem i Jagiellonią - tym bardziej cieszy fakt, że tego gole dały nam ważne punkty. Dodatkowo ucieszyły moich rodziców, którzy byli wtedy na trybunach.
  
   
W trakcie wywiadów pomeczowych nie boisz się ostro krytykować siebie i swoich kolegów. 
To są moje opinie, za które w pełni odpowiadam. Kiedyś nie byłem taki i nie dzieliłem się z dziennikarzami tak bardzo tym, co myślałem. Niektórzy zawodnicy podchodzą do wywiadów pomeczowych bardzo dyplomatycznie. Ja teraz nie boję się krytykować publicznie siebie i kolegów jeżeli uważam, że jest taka potrzeba. A czasem trzeba - poza tym piłka to gra dla mężczyzn. Są emocje, ale wszystkim nam przecież chodzi o o samo - grać jak najlepiej i wygrywać.   
 
Twój brat tez gra w piłkę w Polsce.
To prawda. Kiedy ja byłem w Zagłębiu, Vojtech występował w Trenczynie. Wówczas pojawiła się dla niego opcja gry w dobrze poukładanym zespole Termalicy Bruk-Bet Nieciecza. Mogłem mu dużo opowiedzieć o polskiej lidze i przez to poniekąd pomogłem z wyborem tego zespołu. Warto wspomnieć, że w Niecieczy była drużyna z potencjałem na grę w Ekstraklasie. W ostatnim sezonie zabrakło im minuty do tego aby awansować do najwyższej ligi - w meczu z Olimpią Elbląg w 93 minucie bramkę zdobył golkiper przeciwników - Michał Wróbel. Brat zadzwonił do mnie potem zrozpaczony, że byli już jedną nogą w wyższej lidze.
 
Nie obyło się także bez naprawdę ciężkich etapów Twojej kariery, jak strata całego sezonu z powodu kontuzji łokcia.
 
17 sierpnia 2012 roku, 23 minuta meczu w Szczecinie z tamtejszą Pogonią. Podczas jednej z interwencji tak niefortunnie upadłem, że doznałem złamania ręki w łokciu z przemieszczeniem. Straciłem cały sezon, który dopiero się rozpoczynał. Dopiero co składaliśmy sobie życzenia przed nowym sezonem, dopiero co wszedłem na boisko, a tutaj nagle ląduję w szpitalu z tak mroczną perspektywą. Kontuzja to najgorsze, co może spotkać piłkarza. Ludzie tego nie widzą, nie zdają sobie sprawy ile żmudnych godzin trzeba spędzić na rehabilitacji. I to wszystko z powodu jednego momentu. Kolejną sprawą jest zmierzenie się z blokadą psychiczną po powrocie na boisko. Przy pierwszych interwencjach miałem taki blok, że człowiek chciałby wykonać ruch, ale głowa nie puściła. Potem powoli, wraz z kolejnymi udanymi zagraniami nabierałem pewności, aż w końcu mogłem grać na 100%. 
 
 
Czym się interesujesz poza piłką nożną?
Hokej. Uwielbiam ten sport. Kiedy moi koledzy z drużyny poświęcają się grze na konsoli w FIFĘ, ja gram głównie w NHL. Osobiście nie potrafię jeździć na łyżwach ani rolkach - zawsze bałem się kontuzji - to bardzo ryzykowny sport. Dlatego podziwiam hokeistów i rozgrywki amerykańskich i słowackich drużyn mógłbym oglądać godzinami. Mam pewnie marzenie - zobaczyć na żywo mecz NHL jednej z moich ulubionych drużyn - Chicago Blackhawks albo New York Rangers. Jeżeli chodzi o inne sporty to tenis wciągnął mnie na tyle, że w każdej wolnej chwili staram się wbiegać na kort.

Biuro Prasowe
GKS "Piast" S.A.