Fornalik: W sobotę będzie widać zaangażowanie!

12
paź

- Po zawodnikach było widać, że czekali na to, aby móc popracować. Byli mocno zaangażowani i każdy z nich dawał z siebie tyle na ile było go stać. Jestem przekonany, że będzie to widać w sobotnim spotkaniu - powiedział trener Waldemar Fornalik, który spotkał się z dziennikarzami przed meczem z Sandecją Nowy Sącz.

Byliście na krótkim zgrupowaniu w Kamieniu. Dało to Panu więcej odpowiedzi odnośnie drużyny?
- Przerwę na reprezentację zaczęliśmy od testów szybkości i wydolności, aby określić aktualny poziom dyspozycji zawodników. To właśnie kątem ich wyników przygotowaliśmy zajęcia na obóz w Kamieniu. Spożytkowaliśmy ten czas bardzo dobrze. Po zawodnikach było widać, że czekali na to, aby móc popracować. Byli mocno zaangażowani i każdy z nich dawał z siebie tyle na ile było go stać. Jestem przekonany, że będzie to widać w sobotnim spotkaniu.

Wyniki tych badań wypadły zadowalająco?
- Nie chcę mówić o szczegółach, ale teraz przynajmniej wiem w jakim kierunku sterować treningiem.

Zrezygnował Pan ze sparingu...
- Tak, to było celowe. Mieliśmy propozycję rozegrania gry kontrolnej, ale po konsultacjach, rozmowach i obserwacjach drużyny uznałem, że bardziej potrzebny jest nam trening o określonym charakterze.

Czy trzeba było pracować również nad głową u piłkarzy?
- Na pewno nie jest to łatwy dla nich moment, bo ostatnie mecze przegrywali jedną bramką. Z jednej strony niewiele brakowało, a z drugiej problem mógł być głębszy. Przeprowadziliśmy wiele rozmów i wydaje mi się, że sprawa została jasno nakreślona i piłkarze wiedzą, czego od nich oczekuję.

Kuba Szmatuła będzie miał długo przerwę, wiec pole manewru w bramce mocno się zawęża...
- Nie chcę tego oceniać, bo nie jest to łatwa sytuacja. Mamy teraz jednego doświadczonego bramkarza, a później jest młodzież. Nie ukrywam, że wraz ze sztabem szkoleniowym rozglądamy się czy nie ma jakiegoś zawodnika na rynku, żeby zabezpieczyć się na jakąś ewentualność. Nie chcę wywoływać wilka z lasu, bo chciałbym, aby Dobo wszedł do bramki, pokazał się z jak najlepszej strony i był mocnym punktem zespołu, a później był groźnym konkurentem dla Kuby.

Miał Pan pretensje do Kuby Szmatuły o jego reakcję?
- Nie. Znałem Kubę wcześniej, więc wiedziałem, że jest to dobry facet, którego nie łatwo doprowadzić do sytuacji, aby eksplodował. To nie była nawet eksplozja, ale chęć zwrócenia uwagi na coś, co się nie wydarzyło. Pretensję mogę mieć jedynie do sędziego, który nie postąpił zgodnie z własną decyzją, ale zareagował inaczej, ponieważ usłyszał inną podpowiedź. Nie chcę dalej komentować tej sytuacji i kary dla Kuby, bo ustanowienia takich przepisów jest dla mnie absurdalne. Jeśli sądzi się kogoś, kto dokonał przewinienia, ale istnieją okoliczności łagodzące… to powinno się je wziąć to pod uwagę. W tym przypadku okolicznością łagodzącą było to, że to wydarzenie nie miało miejsca. To tyle w tym temacie.

Teraz gracie z Sandecją Nowy Sącz. To dobry rywal na przełamanie?
- Nie ma łatwych przeciwników. Wszyscy liczyli, że Arka Gdynia to także będzie to dobry rywal na przełamanie. Powiem tak - każdy rywal jest dobry, jeśli drużyna jest w dobrej dyspozycji i funkcjonuje na określonym poziomie. Natomiast w momencie, gdy coś jest zachwiane to trudno mówić o tym czy jest to trudny czy łatwy przeciwnik. W Sandecji gra wielu dobrych i doświadczonych zawodników, którzy mają ekstraklasową przeszłość. Tworzą drużynę, która udowodniła, że potrafi wygrywać na wyjazdach, więc musimy postawić wysokie wymagania, aby ten mecz wygrać.

Jest Pan w stanie określić termin powrotu Gerarda Badii?
- Wydaje mi się, że nie nastąpi to jeszcze przed kolejną przerwą na reprezentację. Wyznaję zasadę, żeby nie wykonywać zbyt pochopnych ruchów, bo później może to się skończyć, tak jak z Kostią Vassiljevem. On nabawił się urazu mięśnia dwugłowego, wrócił i później znowu pojechał na reprezentację i doznał kontuzji. Uważam, że jest to pokłosie tego, że odbył zbyt mało treningów indywidualnych. Powinien mieć ich więcej, by wrócić gotowym na sto procent.

Jak ze zdrowiem Mateusza Maka i Martina Bukaty?
- Martin wrócił już do treningów. Był z nami na obozie i liczę, że będzie gotowy na sobotę. Mateusz również trenuje normalnie.

Vassiljev nie będzie brany pod uwagę?
- Nie. Pole manewru trochę się zawęziło, bo trudno znaleźć zawodnika o podobnej charakterystyce.

Wszedł Pan do drużyny w trakcie sezonu. To trudny moment na poprawę różnych elementów? Bo przecież każdy trener ma swoją wizję i na wiele rzeczy nie miał Pan wpływu...
- Na pewno nie jest to komfortowa sytuacja, gdy obejmuję się zespół dwa dni przed meczem. Z drugiej jednak strony takie spotkania mogą pomóc w sterowaniu drużyną. Ten zespół nie jest personalnie tak mocny, jak w sezonie wicemistrzowskim. Do tego dochodzą kontuzje... Gdyby kontuzjowani byli do dyspozycji to pole manewru byłoby zdecydowanie większe.

Jak drużyna wygląda pod względem taktycznym?
- Cały czas pracujemy nad taktyką. Drużyna poznaje sztab szkoleniowy, a trenerzy poznają zespół. Mamy za sobą trzy mecze i uważam, że w spotkaniu z Górnikiem było widać postęp w pewnych zachowaniach, które chcieliśmy egzekwować.

Pracował Pan wcześniej z Martinem Konczkowskim i Maciejem Jankowskim. Czy ci zawodnicy jakoś się zmienili?
- O Martinie nie ma co mówić, bo pracowałem z nim nie tak dawno temu. Natomiast jeśli chodzi o Maćka to trochę czasu minęło. Teraz jest już starszym zawodnikiem i bardziej doświadczonym. Liczę na to, że wróci do podobnej dyspozycji z Ruchu i będzie Jankesem, który straszył defensywę każdego zespołu. Ma przebłyski, ale musi ustabilizować formę.

Biuro Prasowe
GKS Piast SA