Dziczek: Trzeba walczyć o swoje marzenia

22
paź

- Dla mnie to wyjątkowa motywacja do dalszej pracy. Dowód, że warto walczyć i wierzyć, że uda mi się zagrać z orzełkiem na piersi w pierwszej reprezentacji - przyznał powołany do szerokiej kadry Polski na mistrzostwa świata Patryk Dziczek, piłkarz i wychowanek Piasta Gliwice.

 

Tak z ręką na sercu - czy spodziewałeś się, że otrzymasz powołanie do szerokiej kadry Polski?
- Gdyby nie telefon niecały tydzień temu od trenera Czesława Michniewicza, który zasugerował, że mogę znaleźć się w szerokiej kadrze, to pewnie nawet nie brałbym tego pod uwagę. Wiemy, że miałem dłuższą przerwę od gry w piłkę, więc z ręką na sercu mogę powiedzieć, że się nie spodziewałem takiej wiadomości.


Jak generalnie zareagowałeś na wieść o powołaniu?
- Na pewno serce mocniej zabiło. To duma, że udało mi się znaleźć w szerokiej kadrze, która liczy ponad 40 zawodników. Dla mnie to duże wyróżnienie po tak długiej przerwie, gdzie przez półtora roku nie grałem w piłkę. Udało mi się wywalczyć miejsce w pierwszym składzie i teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko ciężko pracować, udowadniać, że mam te umiejętności i wysyłać sygnały do selekcjonera, bym mógł faktycznie pojechać na mundial. Na pewno trudnym zadaniem będzie się przebić, ale trzeba wierzyć, że jest to możliwe. Dla mnie to wyjątkowa motywacja do dalszej pracy. Dowód, że warto walczyć i wierzyć, że uda mi się zagrać z orzełkiem na piersi w pierwszej reprezentacji.


Znaleźć się w tej wąskiej i ostateczne kadrze, to teraz staje się twoim kolejnym celem. Jak oceniasz swoje szanse na to, że uda się go osiągnąć?
- Naprawdę ciężko jest mi to tak oceniać. Szanse na pewno są, ale myślę, że niewielkie. Dla mnie już ogromnym wyróżnieniem, że znalazłem się w szerokiej kadrze i liczy się, że sam fakt powołania. Nawet, jeśli stanie się tak, że na mundial nie pojadę, to jest duma, że trafiłem do szerokiej kadry, tym bardziej, że długo nie grałem. Jednak życie pisze różne scenariusze i dopiero 10 listopada poznamy listę nazwisk i skład, który pojedzie na mistrzostwa i będzie walczył o to, żeby dobrze reprezentować Polskę na tym turnieju. 


Niespełna miesiąc temu powiedziałeś: "Byłbym niepoważny, gdybym już teraz chciał grać w kadrze". Od tamtego momentu wystąpiłeś w każdym meczu, z czego w czterech ostatnich od deski do deski. Można zatem powiedzieć, że jesteś już gotowy na granie w reprezentacji?
- Jeśli chodzi o przygotowanie pod względem fizycznym, to czuję się naprawdę bardzo dobrze, jestem przygotowany i wiem, ile pracy zostało wykonane. Ciężko pracowałem przez ostatni rok i przygotowywałem się indywidualnie, żeby wrócić na boisko i po to, gdy tego dokonam, by nie zaczynać od zera. Natomiast wszystkie decyzje zależą od sztabu szkoleniowego. Trenerzy oglądają mecze i widzą moją grę w lidze i to do nich będzie należało ostatnie słowo. Jeśli się uda, to ja ze swojej strony zrobię wszystko, by pomóc reprezentacji, żeby wyszła z grupy, żebym mógł się pokazać z jak najlepszej strony. Czas pokaże, ale twardo stąpam po ziemi. Mi pozostaje ciężko pracować i udowadniać, że do kadry trafię, jeśli nie teraz, to w przyszłości. 


Ile jeszcze brakuje do Patryka Dziczka w najlepszym wydaniu?
- W tym momencie najważniejsza dla mnie jest regularna gra, bo tylko na boisku trzeba pokazywać z meczu na mecz, że forma rośnie. Trzeba mieć świadomość tego, że półtora roku bez gry to jest naprawdę długi czas i ten okres traktuję jako stracony i dlatego też trudno mi stwierdzić ile brakuje mi do top formy. Wydaje mi się, że wszystko idzie ku dobremu.


Trener Czesław Michniewicz nie kryje się, że jest fanem twojego talentu, ale faktem jest, że istniała możliwość, byś zagrał już na zeszłorocznych mistrzostwach Europy. Jak blisko byłeś powołania na tamten turniej przez Paulo Sousę?
- Było już zainteresowanie poprzedniego selekcjonera. Przed drugim wypadkiem, który mi się przytrafił, to miałem telefon od trenera Sousy. Były też wideorozmowy z udziałem dwudziestu kilku zawodników. Po tym wnioskuję, że były szanse na udział w tym turnieju i by znaleźć się w kadrze już wcześniej, ale zdrowie na to nie pozwoliło. Ale nic... najważniejsze, że udało mi się wrócić na boisko.


W kontekście tych ostatnich wydarzeń, to jakie są twoje plany na drugą połowę listopada?
- Plany... (śmiech) Wiadomo, każdy chciałby pojechać na mistrzostwa skoro już znalazło się w tej szerokiej kadrze. Zobaczymy 10 listopada czy dostanę powołanie, czy nie. Jeśli tak, to plany będą takie, by wywalczyć jak najlepszy wynik na mistrzostwach, a jeśli nie, to są zaplanowane krótkie urlopy, a później powrót do treningów w klubie, żeby w drugiej rundzie wyglądać jeszcze lepiej.

 


Chcąc wgryźć się w uzasadnienie twojego powołania przez selekcjonera, zatrzymałem się na słowach, że potrzebujesz pozytywnego impulsu. Faktycznie tak jest? Wróciłeś na boisko, grasz w meczach po takich doświadczeniach życiowych. Wydaje się to być dostatecznie dużo wrażeń. Mało?
- Wiadomo, że tych emocji nie brakowało i ten powrót był najważniejszy i to, że się udało jest super. Teraz do tego powołanie to jest dla mnie niesamowita rzecz, która się wydarzyła. Życie trochę oddało mi to, przez co przechodziłem i na pewno jest to dla mnie motywacja, żeby dalej ciężko pracować oraz iść w górę. Te słowa budują i jest to miłe, że trener o mnie pamiętał pomimo tych sytuacji. Ja zawsze miałem motywację, zawsze chcę podnosić swoje umiejętności, by stawać się lepszym zawodnikiem, ale to powołanie może tylko podbudować mnie jako piłkarza i stanowić wiadomość, że ta reprezentacja naprawdę na mnie czeka. Chciałbym stać ważną postacią kadry w przyszłości. Trzeba spełniać swoje marzenia.


"To przyszłość polskiej reprezentacji" - mocne słowa selekcjonera, które mogą być zobowiązujące, ale czy nie ma obaw, że po takich deklaracjach odpłyniesz...
- Nie, nie... na spokojnie podchodzę do tego wszystkiego. Wiem w jakim miejscu jestem, gdzie byłem i jak ta historia się rozwijała. Twardo stąpam po ziemi, robię swoje i walczę o to, żeby moja forma była coraz lepsza. To nie pora na to, by się szczycić i chwalić powołaniem. Tak zostałem nauczony i dlatego zachowuję spokój. To z jednej strony ogromne wyróżnienie, ale trzeba iść dalej, mocno pracować i pokazywać swoją jakość na treningach i meczach, bo to one weryfikują formę zawodnika i jak się prezentuje.


A samo to powołanie jak może wpłynąć na twoje przygotowywanie się do meczów i twoje chęci jeszcze mocniejszego pokazania się w trakcie spotkań Piasta, które pozostały w tej rundzie?
- Najgorsze byłoby spinanie się przez to powołanie, narzucać sobie nie wiadomo jaką presję. Trzeba do tego podejść na spokojnie, z luzem. Przed nami ważne cztery mecze, bo chcemy odbić się od dołu tabeli. Nasze miejsce jest zdecydowanie wyżej. Mam nadzieję, że po tym wygranym meczu pucharowym, wskoczymy na zwycięską falę.


W pierwszej rozmowie po twoim powrocie, mówiliśmy o chęciach pracy w treningach, o ewentualnym powrocie na boisko w perspektywie czasu. To wszystko się wydarzyło dość szybko plus stało się coś "ekstra". Czy to nie przerosło twoich oczekiwań?
- Może nie spodziewałem się, że to się stanie tak szybko. To jest właśnie życie, które zaskakuje i potrafi pisać różne scenariusze. Cieszę się, że tak sprawnie to się odbyło. Najpierw treningi, wejścia z ławki, a ostatnie mecze rozegrane w pełnym wymiarze. Cieszę się, że trener postawił na mnie w tych ostatnich spotkaniach, a teraz trzeba się za to zaufanie odwdzięczyć dobrą grą i postawą na boisku. Nie należy ulec złudzeniu, że skoro wszystko się tak pozytywnie układało, fortuna nadal będzie sprzyjać. Nie, nie wolno zluzować, tylko jeszcze ciężej pracować, a na pewno stać mnie jeszcze na więcej. 


To na podbudowie, jaką jest wygrany mecz w pucharze. Jak ten wynik przekuć na dobre nastawienie przed poniedziałkowym meczem z Radomiakiem?
- My to wiemy, musimy patrzeć na siebie. Przeanalizujemy grę przeciwnika, ale świadomi tego, jaką mamy jakość. Mogę się zgodzić, że nie udawało nam się przełożyć na mecze tej dyspozycji, którą prezentowaliśmy na treningach. Patrząc na to, jaki potencjał jest w tej drużynie, stać nas na to, żeby Piast bił się o najwyższe cele. Trzeba tylko z wiarą i z takimi wyczyszczonymi głowami przystąpić do rywalizacji. To drużyna, która do nas przyjeżdża powinna się nas obawiać, a nie odwrotnie. 


Biuro Prasowe
GKS Piast SA