Czerwony Cuerda

05
lis

Fernando Cuerda nie będzie miło wspominał derbów z Ruchem Chorzów. W 29. minucie, arbiter Tomasz Musiał pokazał Hiszpanowi drugi żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Gliwiczanie zdołali dowieźć do przerwy jednobramkowe prowadzenie, ale po zmianie stron drużyna osłabiona brakiem Cuerdy nie była już w stanie przeciwstawić się gościom.  

 
28-letni gracz z Półwyspu Iberyjskiego przed długi czas nie mógł pogodzić się z pochopną, jego zdaniem, decyzją sędziego. – Czułem się bardzo źle, spałem krótko i obudziłem się już 3 godziny przed pobudką. W sobotni wieczór nie chciałem z nikim rozmawiać ani nikogo widzieć. Moi  bliscy nie poznawali mnie. Wiadomo, jestem  zawiedziony, zwłaszcza, że mój występ śledził z trybun ojciec, który przyjechał do Gliwic w odwiedziny. Oboje, jeszcze długo po meczu przeżywaliśmy to spotkanie. – mówi rozżalony zawodnik.

„Piastunki” dobrze weszły w sobotnie spotkanie, dyktując chorzowianom warunki na boisku. Cuerda uważa, że jego przedwczesne opuszczenie murawy wypaczyło końcowy wynik pojedynku. - Myślę, że  odnotowałem dobry występ, drużyna wygrywała 1:0, ale sędzia swoją decyzją zmienił losy spotkania. Drużyna próbowała utrzymać wynik, ale niestety jej się to nie udało. Moim zdaniem nie zasłużyłem na dwie żółte kartki w tak krótkim okresie, zwłaszcza, że były to w zasadzie jedyne moje poważniejsze zagrania. Próbowałem rozmawiać z arbitrem, który moim zdaniem zbyt pochopnie wyciągnął drugą żółtą kartkę. Wszystko na próżno. Muszę jak najszybciej zapomnieć o tej sytuacji i skoncentrować się na przygotowaniach do następnego spotkania. – podkreśla.

W następnej kolejce gliwiczanom przyjdzie się zmierzyć na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław – aktualnym mistrzem Polski. - To ważne spotkanie, a plan minimum, który musimy wykonać, to przywieźć z Wrocławia remis. Na pewno możemy pokusić się o zwycięstwo, zwłaszcza, że Śląsk w tym sezonie nie gra tak dobrze jak w ubiegłym. Bardzo chciałbym zagrać na pięknym wrocławskim stadionie, który znam z transmisji meczów Mistrzostw Europy. – przyznaje defensor Piasta.


Bartosz Otorowski/KG