Cuerda: Miałem chwile zwątpienia

02
lis

Fernando Cuerda, który w dwóch potyczkach z Legią strzelił dwie bramki, w ubiegłą niedzielę po raz pierwszy zagrał w wyjściowej jedenastce w spotkaniu o ligowe punkty. Przed "małymi derbami Śląska" Hiszpan opowiada nam o problemach związanych z powrotem po kontuzji, nowej pozycji na boisku oraz o tym, co wie na temat jutrzejszego przeciwnika - chorzowskiego Ruchu. 
 
 
- Nie gasną jeszcze echa w Gliwicach po meczu z Legią.  W Warszawie zagrałeś w podstawowym składzie, strzeliłeś bramkę.
 

 Cuerda: -Ten gol dla mnie bardzo wiele znaczy. Ostatnie 10 miesięcy były dla mnie szczególnie trudne. Ciężka kontuzja, potem mozolny powrót do zdrowia. Gdy już  zdawało się, że wszystko dobrze, że mogę spokojnie trenować i przygotowywać się z drużyną do gry w Ekstraklasie, doznałem kolejnego urazu. I znowu ta sama walka poza boiskiem, godziny spędzone z fizjoterapeutą, katorżnicza praca wykonywana każdego dnia. Znam już na pamięć drogę z hotelu do stadionu, gdzie na klubowej siłowni wzmacniałem osłabione kontuzją mięśnie. Codziennie przemierzałem ją pieszo kilkukrotnie. Miałem wiele chwil zwątpienia, myślałem nawet o tym, aby rzucić piłkę, zwłaszcza, że był to już kolejny taki poważny uraz w mojej karierze. Jestem szczęśliwy kiedy gram, kiedy natomiast jestem kontuzjowany to obserwowanie poczynań kolegów z trybun jest dla mnie trudne do zaakceptowania. Przyjechałem do Gliwic po to, żeby pomagać drużynie. W końcu wróciłem, zagrałem w drużynie Młodej Ekstraklasy i strzeliłem bramkę w meczu z Jagiellonią. Potem była 1/8 Pucharu Polski kiedy "użądliłem" Legię pierwszy raz. Powoli byłem wprowadzany do pierwszego składu Piasta. Z Wisłą, Lechem i Widzewem zagrałem w końcówkach meczu, ale kiedy wreszcie udało mi się wybiec w pierwszej jedenastce strzeliłem bramkę.
 
- Spotkanie z Legią śledził w internecie Twój ojciec?

- Tato, kiedy tylko może, ogląda wraz z innymi członkami rodziny wszystkie spotkania Piasta, zwłaszcza ostatnie.  Będąc kilka tysięcy kilometrów ode mnie byli oni  bardzo szczęśliwi z tego, że mogli obserwować moje poczynania i zobaczyć moją bramkę. Dobrze wiedzieli jaką drogę przebyłem aby znowu grać. 
 
- Po meczu mówiłeś, że podobała Ci się pozycja, na której trener ustawił Cię na boisku.

- Podoba mi się ta pozycja.  Dużo piłek przechodzi wtedy przez moją strefę, więc znacznie częściej biorę udział w grze. Trzeba jednak więcej biegać niż na obronie.  Trener chciał wygrać to spotkanie, i znając siłę ofensywną Legii zastosował taką taktykę. Jako pomocnik  miałem wspomagać defensywę ale także szukać swojej szansy na strzelenie bramki, co w pierwszej połowie się udało. W drugiej części, przy moim strzale głową zabrakło niewiele, by dołożyć kolejnego gola. 

- Kiedy strzeliłeś bramkę pobiegłeś prosto do trenera?
 
- Celebrowałem tą bramkę razem z nim, bo znał on dobrze moją  sytuację. Zawsze był w stosunku do mnie w porządku i wykazał się bardzo profesjonalnym podejściem. Trener Brosz  dał mi szansę zadebiutować w Ekstraklasie jako podstawowy zawodnik w tak ważnym meczu. Podbiegając do niego chciałem się zrewanżować i podziękować mu za zaufanie i wiarę we mnie. Mam nadzieję, że w przyszłym meczu z Ruchem Chorzów również dostanę szansę.

- No własnie, jutro derby. Co wiesz o Waszym następnym ligowym rywalu?

- Wiem, że Ruch Chorzów to utytułowany klub, który zdobył 14 mistrzostw Polski, ale zanim tu przyjechałem słyszałem tylko o dwóch drużynach z Polski: Legii Warszawa i Wiśle Kraków.  Ruch ma niebieskie barwy a ich stadion leży na drodze z Katowic do Gliwic (Drogowa Trasa Średnicowa przyp. red). Wiem, bo ostatnio przejeżdżałem tamtędy podczas Wielkich Derbów Śląska (uśmiecha się). Niedawno dowiedziałem się również, że kibice z Chorzowa sympatyzują z fanami Atletico Madryt.

- Jak oceniasz Wasze szanse w spotkaniu z "Niebieskimi"?
 

- Wiem, że jest to bardzo groźna drużyna, i na pewno będą to ciekawe derby. Co prawda nie ma Arkadiusza Piecha, ale nie zmienia to faktu, że o punkty będzie ciężko. Wielka szkoda dla widowiska, że zabraknie kibiców gości.

Rozmawiał Bartosz Otorowski