Chciałbym zagrać przynajmniej jeden mecz
13
cze
Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Andrzejem Ślizem, piłkarzem Piasta Gliwice w latach 1981-1990, od dwudziestu lat mieszkającym w Niemczech..
- Po raz pierwszy zobaczył Pan nowy stadion Piasta?
- Aż mi dech w piersi zaparło. Ależ ten obiekt robi ogromne wrażenie, aż chce się grać. To jest stadion z najwyższej, zachodniej półki. Mały, ale nowoczesny, funkcjonalny i dostosowany do potrzeb klubu. Kiedy grałem w Piaście nie mogliśmy nawet marzyć o takim obiekcie.
- I o czym teraz marzyć...
- Jak stałem dzisiaj na murawie, to marzyło mi się zagrać jeszcze jakiś mecz tutaj. Albo zaangażować się jakoś w działalność klubu. Absolutne minimum to zobaczyć te emocje i grę naszej drużyny na żywo. Myślę, że wkrótce tu wrócę, może na mecz z Górnikiem Zabrze. Jestem pewien, że emocji nie zabraknie.
- Dzisiaj spotkał się Pan ze starymi znajomymi...
- Długo rozmawialiśmy i wspominaliśmy wszystkie czasy: jak się poznaliśmy, jak graliśmy i jak dzisiaj wygląda Piast i cała struktura. Z Józefem Drabickim zaczynałem karierę, zresztą on był cały czas związany z Piastem, więc nie mogliśmy się nie znać. Z Januszem Bodziochem graliśmy w jednej drużynie. Naszym trenerem był Wacław Cholewa. Z zespołem walczyliśmy o awans do pierwszej ligii. Nie udało nam się odnieść takiego sukcesu jakim Piast może się dzisiaj chwalić, ale i tak mam co wspominać. To były dobre czasy.
- Dwa razy była okazja na awans...
- Walczyliśmy o wejście do pierwszej ligi dwukrotnie, a raz zagraliśmy w finale Pucharu Polski z Lechią Gdańsk. Niestety, mecz przegraliśmy, ale wspomnienia są niezapomniane.
- To dlaczego opuścił Pan kraj?
- Wyjechałem do Niemiec za miłością. Było warto, bo dziś jesteśmy małżeństwem i mamy wspaniałą córkę. Gdybym miał syna, to dziś grałby w Piaście, na wspaniałym stadionie.
- Nie zapomina Pan o piłce...
- W Niemczech grałem jeszcze dziesięć lat, aż do 40 roku życia. Dziś mam 53 lata, ale zamiłowanie do piłki pozostało. Śledzę uważnie poczynania Piasta, regularnie wchodzę na wszystkie strony internetowe, jak jest okazja oglądam mecze...
- Oglądał Pan mecz o wszystko?
- To było obowiązkowe! Ależ emocje. Przyznam się jednak, że miałem obawy. Po prostu nie chciałem, żeby to się tak skończyło jak za moich czasów... Piłkarze stanęli jednak na wysokości zadania.
- I jak Pan ocenia drużynę?
- Bardzo dobrze się zaprezentowała w ostatnich dwóch meczach, myślę, że jest to zespół na miarę ekstraklasy.
- Teraz emocjonujemy się Euro...
- Oglądam spotkania z wielką przyjemnością. Reprezentacja Polski dobrze się prezentuje i to nie są chłopcy do bicia. Bardzo dobra pierwsza połowa w meczu z Grecją, mecz z Rosją na wysokim poziomie. Czekam z niecierpliwością na pojedynek z Czechami. Wierzę, że wygramy.
Krzysztof Turzański
- Po raz pierwszy zobaczył Pan nowy stadion Piasta?
- Aż mi dech w piersi zaparło. Ależ ten obiekt robi ogromne wrażenie, aż chce się grać. To jest stadion z najwyższej, zachodniej półki. Mały, ale nowoczesny, funkcjonalny i dostosowany do potrzeb klubu. Kiedy grałem w Piaście nie mogliśmy nawet marzyć o takim obiekcie.
- I o czym teraz marzyć...
- Jak stałem dzisiaj na murawie, to marzyło mi się zagrać jeszcze jakiś mecz tutaj. Albo zaangażować się jakoś w działalność klubu. Absolutne minimum to zobaczyć te emocje i grę naszej drużyny na żywo. Myślę, że wkrótce tu wrócę, może na mecz z Górnikiem Zabrze. Jestem pewien, że emocji nie zabraknie.
- Dzisiaj spotkał się Pan ze starymi znajomymi...
- Długo rozmawialiśmy i wspominaliśmy wszystkie czasy: jak się poznaliśmy, jak graliśmy i jak dzisiaj wygląda Piast i cała struktura. Z Józefem Drabickim zaczynałem karierę, zresztą on był cały czas związany z Piastem, więc nie mogliśmy się nie znać. Z Januszem Bodziochem graliśmy w jednej drużynie. Naszym trenerem był Wacław Cholewa. Z zespołem walczyliśmy o awans do pierwszej ligii. Nie udało nam się odnieść takiego sukcesu jakim Piast może się dzisiaj chwalić, ale i tak mam co wspominać. To były dobre czasy.
- Dwa razy była okazja na awans...
- Walczyliśmy o wejście do pierwszej ligi dwukrotnie, a raz zagraliśmy w finale Pucharu Polski z Lechią Gdańsk. Niestety, mecz przegraliśmy, ale wspomnienia są niezapomniane.
- To dlaczego opuścił Pan kraj?
- Wyjechałem do Niemiec za miłością. Było warto, bo dziś jesteśmy małżeństwem i mamy wspaniałą córkę. Gdybym miał syna, to dziś grałby w Piaście, na wspaniałym stadionie.
- Nie zapomina Pan o piłce...
- W Niemczech grałem jeszcze dziesięć lat, aż do 40 roku życia. Dziś mam 53 lata, ale zamiłowanie do piłki pozostało. Śledzę uważnie poczynania Piasta, regularnie wchodzę na wszystkie strony internetowe, jak jest okazja oglądam mecze...
- Oglądał Pan mecz o wszystko?
- To było obowiązkowe! Ależ emocje. Przyznam się jednak, że miałem obawy. Po prostu nie chciałem, żeby to się tak skończyło jak za moich czasów... Piłkarze stanęli jednak na wysokości zadania.
- I jak Pan ocenia drużynę?
- Bardzo dobrze się zaprezentowała w ostatnich dwóch meczach, myślę, że jest to zespół na miarę ekstraklasy.
- Teraz emocjonujemy się Euro...
- Oglądam spotkania z wielką przyjemnością. Reprezentacja Polski dobrze się prezentuje i to nie są chłopcy do bicia. Bardzo dobra pierwsza połowa w meczu z Grecją, mecz z Rosją na wysokim poziomie. Czekam z niecierpliwością na pojedynek z Czechami. Wierzę, że wygramy.
Krzysztof Turzański