Bogdan Wilk: Ryzyko pomyłki jest małe

08
lip

Bogdan Wilk w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że ryzyko pomyłki jeśli chodzi o transfery dokonane przez Piasta w letnim oknie transferowym jest... małe. - Jesteśmy przekonani, że to wartościowi zawodnicy, którzy pomogą drużynie - powiedział dyrektor sportowy Piasta.

Rozpoczął pan pracę na stanowisku dyrektora sportowego w trudnym momencie. Piast dopiero w ostatniej kolejce utrzymał się w Lotto Ekstraklasie.

- Na pewno sytuacja wyglądałaby inaczej gdybyśmy w ostatnim sezonie awansowali do pierwszej ósemki i wiedzieli na pewno, że w kolejnym sezonie nadal będziemy grać w Ekstraklasie. Wtedy byłoby więcej czasu na rozpoznanie i dostosowanie się do sytuacji. Tutaj do samego końca nie było wiadomo co nas czeka. Po meczu z Bruk-Betem była stonowana radość, bo nie o to chodziło w ubiegłym sezonie, aby się utrzymać...

Może bardziej ulga?
- Tak, ulga. Dlatego na początek najważniejsze było to, aby zawodnicy odpoczęli fizycznie, ale też - a może przede wszystkim - psychicznie. Podobnie było ze sztabem szkoleniowym. Dlatego z trenerami spotkaliśmy się po jakimś czasie, a nie od razu po zakończeniu rozgrywek.

Jakie będzie założenie na przyszły sezon? Piast ma grać bardziej ofensywną piłkę niż w ubiegłych rozgrywkach?
- Na pewno musimy wyeliminować swoje problemy. Należy wziąć pod uwagę to, że nasza gra nie wyglądała źle. Często mieliśmy kontrolę nad meczem, kreowaliśmy dobre okazje nawet grając z drużynami z czołówki tabeli. Brakowało nam jednak bramek. A jak się ich nie strzela, to się nie wygrywa. Do tego dochodzą różne inne sytuacje, w których szczęście nam sprzyjało jak np. w meczu z Termaliką w 30. kolejce, gdy straciliśmy gola ze spalonego, a na którym akurat nie było VAR-u... i w bardzo ważnym spotkaniu – z naszymi bezpośrednimi rywalami – dzielimy się punktami zamiast wygrać i od nich odskoczyć. Ale oczywiście. Ktoś powie, że szczęściu trzeba pomagać i ja się z tym zgadzam. Wierzę, że w przyszłym sezonie będziemy mu pomagać.

Na pewno za zdobywanie bramek w przyszłym sezonie odpowiadać ma Piotr Parzyszek. Proszę powiedzieć coś na temat jego transferu do Piasta, bo jest to dosyć zaskakujący ruch.
- Obserwowaliśmy go od dłuższego czasu, jeszcze z momentu jego występów w młodzieżowej reprezentacji Polski. Zresztą, na temat jego występów w kadrze rozmawiałem z Martinem Konczkowskim, który z nim wówczas grał. Mówił, że wszystkim wszystkim się wtedy podobał. Piotr Parzyszek to piłkarz, dla którego nie jest problemem odnaleźć się w polu karnym i oddać celny strzał. Nieważne czy prawą, lewą nogą czy głową. W skrócie – na pewno ma instynkt strzelecki i liczymy na to, że go pokaże na boisku.

Powiedzmy to wprost - oczekujecie od niego goli.
- Po to został ściągnięty do Piasta. To nawiązanie do tematu, który poruszyliśmy wcześniej o naszych problemach. Gra w piłkę nie była zła, gra w obronie czy ataku również nie, ale brakowało nam bramek. Wierzymy, że Piotr pomoże Piastowi, a my Piotrowi. On wyjechał z Polski, gdy miał sześć lat, ale zawsze chciał wrócić. Teraz przyjechał z narzeczoną i córką. Szukał stabilizacji i to właśnie od nas otrzymał. Otrzymał trzyletni kontrakt.

Parzyszka trzeba było kupić z PEC Zwolle?
- Nie, Piotr przychodzi do nas jako wolny zawodnik, ale od następnego transferu holenderski klub otrzyma uzgodnioną część pieniędzy.

Zimą Piast dokonał siedmiu transferów, teraz czterech. To już koniec ruchów transferowych?
- Nie, to na pewno nie koniec. Sytuacja jest dynamiczna i trzeba się do niej na bieżąco dostosować. W piłce jest tak, że wszystko potrafi się zmienić właściwie z dnia na dzień. Okno transferowe jest jednak jeszcze długo otwarte. Myślę, że mogę powiedzieć, że jeszcze dokonamy ruchów transferowych.

Liczy pan na tzw. transfery „last minute”?
- Zawsze, w każdym okienku zdarza się „strzał”. Okazja, z której głupotą byłoby nie skorzystać. Taki - w cudzysłowie - „Ronaldo za niewielkie pieniądze”. Mam na myśli bardzo dobrego zawodnika, którego po prostu trzeba wziąć, nawet jeśli się ma ludzi na tę pozycję. Tak było np. z Marcinem Robakiem. On chciał wrócić z Turcji, gdzie mało grał. W Polsce miał bodajże dwie propozycje, ale były one mało konkretne. Włączyliśmy się do gry i w ciągu dwóch dni był u nas… choć na początku nie wierzyliśmy, że się to uda i trafi do nas tak mocne nazwisko. Od tego czasu strzelił w lidze kilkadziesiąt goli i dwukrotnie sięgał po koronę króla strzelców. Wiele było takich transferów i każdy ma swoją historię. Weźmy Heberta - szukaliśmy obrońcy, który profilem przypominałby Manuela Arboledę z Lecha, czyli silny, wysoki i jeszcze groźny przy stałych fragmentach. Dostałem informację, że w rezerwach Bragi jest ciekawy chłopak. Pojechałem na mecz Herbiego, widziałem go też w treningu... Ściągnęliśmy jego oraz Victora Nikiemę i chyba nie było źle. Oczywiście, Hebert miał swoje wady, ale nieprzypadkowo kilka lat pograł w Gliwicach, zdobył wicemistrzostwo Polski, a na koniec został wytransferowany za pieniądze.

Co pan powie na temat Jorge Felixa?
- To zawodnik, którego widziałem na żywo już parę lat temu. Od kilku lat zimą jeździmy na obozy do Hiszpanii. Jako członek sztabu jeździłem na mecze różnych drużyny. Wtedy widziałem Jorge i zaznaczyłem go sobie w notesie. Ale on był jednym z wielu. Takie transfery jednak często nie wychodzą – z różnych powodów: zawodnik nie chce przyjść do Polski, klubu nie stać na transfer, nie udają się negocjacje... Ale te kilka lat temu zaznaczyliśmy sobie Jorge Felixa. Teraz zdarzyła się okazja, że może być możliwość wytransferowania go do nas. W Hiszpanii obserwował go nasz skaut, ale i ja go ponownie widziałem na żywo. Bodajże w październiku ubiegłego roku. Byliśmy zgodni - nadal nam się bardzo podoba. Jest bardzo dobrze wyszkolony technicznie - nie ma znaczenia czy prawa czy lewa noga, potrafi też strzelać bramki. Jego drużyna grała w ustawieniu z dwójką napastników, ale w akcjach ofensywnych on schodził do środka po piłkę, rozgrywał, strzelał z dystansu...

Może zostać ulubieńcem kibiców?
- Myślę, że tak. Może trochę przypominać Badię, ale sytuacja z transferem jest trochę inna. W tamtej sytuacji pozytywną opinię na jego temat wydaliśmy wraz z trenerem Marcinem Broszem, a włodarzy klubu do ściągnięcia Gerarda przekonał pan Zbigniew Kałuża. Teraz pozytywną opinię przedstawiliśmy wraz z działem skautingu. Mamy jednak nadzieję, że jego transfer będzie równie udany co Badii... Zresztą, gdy rozmowy transferowe były już bardzo zaawansowane to Jorge kontaktował się z Gerardem i pytał o Piasta. Badi z nim rozmawiał, ale i nam wcześniej mówił, że to świetny człowiek i dobry piłkarz. Do Carlesa Martineza również dzwonił, podpytywał. Nie wiem, co mówił Carles, ale wychodzi na to, że też wypowiedział się o Piaście pozytywnie. (śmiech) A tak na poważnie – obecnie Jorge ma pewne braki w przygotowaniu fizycznym. To hiszpański sposób trenowania, czyli mnóstwo zajęć z piłką, a siłownia gdzieś na końcu, ale to wszystko jest do nadrobienia w krótkim czasie.

Żałuje pan, że z Piasta odszedł Bukata?
- Trochę tak. To oryginalny zawodnik, bardzo dobry technicznie i do tego dynamiczny. Mam jednak wrażenie, że na boisku nie pokazywał tego co na treningach. Choć może przesadziłem – w kilku meczach to pokazał. Chodzi mi jednak o to, że trochę brakowało mu liczb: bramek i asyst. Zresztą, analizowaliśmy wszystkie statystyki i klasyfikacje... Martin nie był zawodnikiem, który rozegrał kilka dobrych meczów z rzędu. Zdarzały mu się drobne urazy, które wybijały go z rytmu. Chcę jednak powiedzieć, że zaproponowaliśmy mu nowy kontrakt i podwyżkę. Martin tę propozycję jednak odrzucił. Chcieliśmy żeby został, ale nie za wszelką cenę.

W sparingu ze Slovacko zagrał testowany obrońca. Co z nim?
- Tak, Obst. Wcześniej trenowali z nami jeszcze Bogusz, Olczyk i Kita. Żaden do końca nie przekonał jednak sztabu szkoleniowego. Dzień po meczu przekazaliśmy Robertowi swoją decyzję. Wcześniej podobne słowa usłyszała również wymieniona trójka. Świat się jednak nie kończy, nadal obserwujemy tych zawodników i będziemy monitorować, jak się rozwijają. Być może w przyszłości wrócimy do tematu.

Kiedy wygasa kontrakt Jodłowca?
- Jodłowiec jest wypożyczony i z Piastem ma ważną umowę do 31 grudnia 2018 roku. Zobaczymy jak rozwiąże się jego temat. Na pewno uznajemy jego klasę. To bardzo dobry piłkarz i podstawowy zawodnik w rundzie wiosennej ubiegłego sezonu.

Co pan uważa na temat Kirkeskova?
- Widziałem go w sparingach i oceniam go pozytywnie. W meczu ze Śląskiem zagrał solidnie, a w spotkaniu ze Slovacko chyba nawet jeszcze lepiej. Weźmy pod uwagę, że on podpisał kontrakt z Piastem z końcem lutego i nie miał okresu przygotowawczego z prawdziwego zdarzenia. Z tego co wiem, od razu na początku treningów przyplątała się do niego kontuzja i znowu stracił trochę czas, więc trudno było mu wskoczyć do drużyny. Z doświadczenia wiem, że dużo łatwiej jest wejść zawodnikowi do zespołu, który jest w czubie tabeli, wygrywa mecze i jest na fali. Gdy w spotkaniu takiej drużyny popełni się błąd, to nic się nie dzieje. On natomiast wchodził do drużyny w trudnym momencie, gdy właściwie każdy mecz był tym „o życie”. Na pewno nie było mu łatwo. Teraz jednak liczymy, że po normalnie przepracowanym okresie - w którym dobrze się prezentuje - wypali i będziemy mieli z niego pociechę. Nie oceniałbym tego zawodnika na podstawie ubiegłej rundy.

Planujecie ściągnąć nowego bramkarza?
- Odpowiem inaczej - obserwowałem ostatnie mecze sparingowe i chciałbym powiedzieć, że Frantisek Plach prezentował się bardzo dobrze. Super gra nogami, nie popełnił błędów. O Kubie Szmatule chyba nie musimy rozmawiać. (śmiech) A na poważnie - Kuba jak zwykle prezentuje solidną formę. Naciskają również Karol Dybowski i Michał Bodys. Przed trenerem trudna decyzja o wyborze bramkarza numer jeden.

Wciąż piłkarzem Piasta jest Edvinas Girdvainis. Jak wygląda jego sytuacja?
- Tak, Edvinas przez ostatni rok był wypożyczony. Na ten moment nie widzimy go w kadrze pierwszej drużyny na przyszły sezon. Piłkarz ma wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Mamy nadzieję, że znajdzie sobie nowy klub.

Co będzie pana zadowalało w przyszłym sezonie. Miejsce w pierwszej ósemce?
- Na pewno. Będę bardzo szczęśliwy jeśli powalczymy o coś więcej...

Jak wygląda pańska współpraca z trenerem?
- Muszę przyznać, że współpraca z trenerem Fornalikiem układa się bardzo dobrze. Codziennie rozmawiamy po kilka raz.

Znał pan wcześniej trenera Fornalika?
- Tak, ale była to znajomość branżowa, bardziej przy okazji meczów. Teraz jest to ścisła współpraca i zupełnie inna relacja. Muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczony. Trener Fornalik to otwarty człowiek, z którym się bardzo dobrze dogaduję. Wie na czym polega praca w piłce na każdej płaszczyźnie.

Jak wygląda współpraca przy transferach?
- Również na rozmowach. Jeśli jest pomysł na pewnego zawodnika, to sztab opiniuje, wspólnie dyskutujemy i jeśli jest zgoda, to przedstawiamy to prezesowi. Tak wyglądało to przy okazji Sokołowskiego, Felixa czy Parzyszka.

Jak długi jest ten proces decyzyjny?
- Jeśli chodzi o rozmowy w obrębie pionu sportowego, to muszę przyznać, że dosyć szybko jesteśmy w stanie podjąć decyzję. Pada pomysł - niezależnie z czyjej strony: trenera czy mojej - i dyskutujemy. Jeśli się zgadzamy to rozmawiam z zawodnikiem i jego menedżerem. Później do akcji wkracza prezes. Jak dobrze wiecie - jest dobrym negocjatorem. On twardo walczy, choć czasami to przeciąga rozmowy.

Trudno było się panu wdrożyć w tą pracę? Zapoznać się ze wszystkimi kontraktami, dokumentami...
- Dlatego tak długo nie spotykałem się z przedstawicielami mediów. Trzeba się dobrze zapoznać ze wszystkimi dokumentami. To nie jest łatwe, ale mam już doświadczenie, bo przecież w przeszłości byłem menedżerem drużyny. Ostatnie lata pracowałem jednak jako trener.

Która rola jest trudniejsza? Dyrektora czy trenera?
- Chyba dyrektora. Jest dużo niewdzięcznej pracy i trudnych decyzji.

Jak w sytuacji z przekazaniem zawodnikom testowanym, że klub nie podpisze z nimi kontraktu?
- Informację na ten temat zawodnikom przekazał trener. Ja poinformowałem na ten temat menedżerów. Przyjęli te wiadomości ze zrozumieniem. To są testy. Nigdy nie ma gwarancji, że zawodnik zostanie. Trzeba się liczyć z tym, że trzeba przekonać do siebie sztab. Sprawa jest stawiana jasno, aby później uniknąć pretensji.

Przejście testów u trenera Fornalika to pewnie nie jest łatwa sprawa...
- Może tak, ale tutaj możemy poruszyć temat jakości w zespole. Jesteśmy zdania, że lepiej ściągnąć jednego wartościowego zawodnika, do którego wszyscy jesteśmy przekonani - takiego, który nam pomoże - niż dwóch-trzech, którzy będą uzupełnieniem kadry i być może odegrają swoją rolę w trakcie sezonu, że „może wystrzelą”.

Z reguły ci zawodnicy, o których mówi się, że „może się przydadzą” nie przydają się...
- W przypadku czterech dokonanych przez nas transferów jesteśmy przekonani, że to właśnie ci wartościowi zawodnicy. Oczywiście, jest prawdopodobieństwo, że się pomylimy, ale jest ono małe. Z drugiej strony musimy mieć jednak szeroką i wyrównaną kadrę. Sezon jest długi, pojawią się takie problemy jak kartki i kontuzje - choć oby jak najmniej - i nie da się go rozegrać kilkunastoma zawodnikami. Teraz w Piaście mamy mieszkankę doświadczenia i młodości. Mocno liczymy, że w przyszłym sezonie z dobrej strony pokażą się Denis Gojko, Patryk Dziczek, czy też Sebastian Pociecha, Dominik Budzik, Adam Tymiński, Łukasz Krakowczyk i Remigiusz Borkała. To są nasi chłopcy, którzy od pierwszego dnia przygotowań trenują z pierwszą drużyną. Liczymy, że też pomogą zespołowi.

Biuro Prasowe
GKS Piast SA